Morskie interludia. Muzyka klawiszowa z bałtyckich tabulatur około 1600 roku
Corina Marti – klawesyn
DUX Recording Producers 2024, DUX 2095/2096, 2CD, TT: 83’44”

Morskie interludia Coriny Marti przypomniały mi dawne lata, kiedy to ciesząc się nagraniami artystów, którzy zrewolucjonizowali wykonawstwo muzyki dawnej, rozpoczynałem przygodę z muzyką średniowiecza, renesansu i baroku. Trzydzieści, czterdzieści lat temu ukazywało się znacznie mniej nagrań, a te które wychodziły, były w Polsce trudno dostępne (chyba nie muszę dodawać, że o streamingu nikt wtedy nie myślał). Ponieważ płyty były relatywnie drogie, więc każdy zakup był przemyślany, a kiedy płyta trafiała do mnie, odsłuch był prawdziwym świętem i czasami trwał tygodniami. Czułem wówczas, że albumy Phillippe’a Herreweghe, Jordiego Savalla, braci Kuijkenów, Gustawa Leonhardt i Boba von Asperena (celowo wymieniam na końcu klawesynistów) są muzycznymi listami pisanymi specjalnie do mnie. Oni grali, ja słuchałem. 

Czasem w mojej wyobraźni toczyliśmy rozmowy. Ci wielcy artyści mówili ze znawstwem, szczerze i intymnie. Co istotne – mówili tylko wtedy, gdy było coś ważnego do przekazania. 

Dziś nie zawsze tak jest. Wysyp nagrań jest przytłaczający, a dzięki portalom streamingowym każde wydawnictwo jest w zasięgu ręki. Jest tego tyle, że najczęściej przesłuchuję niż słucham. Niestety, najczęściej nie znajduję tej głębi i artystycznej szczerości, którą pamiętam z dawnych czasów. Czy wina leży po stronie mojej nieuważności albo przesytu? Być może.  

Myślę jednak, że szukam nadal w muzyce szukam emocji z dawnych lat. Dzisiaj rzadko ją znajduję. To dość paradoksalne, bo rozwinięte szkolnictwo w dziedzinie wykonawstwa muzyki dawno zaowocowało mnogością świetnie wykształconych specjalistów. Zazwyczaj grają oni i śpiewają olśniewająco. Dysponują brawurową techniką i instrumentami, o których ich profesorowie mogli tylko pomarzyć. Ich nagrania rozbłyskują, jak sztuczne ognie w sylwestrową noc… i tyle samo trwają, bo po chwili nastaje wybuch kolejnego fajerwerku. Mało który ognik potrafi jednak rozpalić żar w moim sercu. 

Ten może nieco przydługi wstęp powstał po to – jak zapewne Szanowny Czytelnik zdążył się domyślić – aby podkreślić, że Corina Marti swoją płytą Sea Interludes, wydaną przez polskiego Duxa, wpasowała się idealnie w moją tęsknotę za nagraniami głębokimi i poruszającymi. Oczywiście Corina Marti to wspaniała i niezmordowana klawesynistka. O tym wiedziałem już wcześniej, bo śledzę jej dokonania fonograficzne i podziwiam aktywność koncertową i pedagogiczną. Jednak Morskie interludia, które włączyłem dość przypadkowo w szarą październikową niedzielę, spadły na mnie jak grom z jasnego nieba. Choć to skromne i nie przynoszące jakiegoś uznanego repertuaru nagranie, to jednak wdarło się szturmem w moje serce. Zostało tam i czuję, że nie zamierza się stamtąd wyprowadzać. 

Większość utworów zgromadzonych na tym podwójnym albumie pochodzi znad Morza Bałtyckiego. Grając na klawesynie – kopii włoskiego instrumentu – Corina Marti w nagrała suity z rękopisów powstałych na przełomie XVI i XVII wieku, które związane są z północnymi ośrodkami współczesnej Polski, położonymi u wybrzeży Bałtyku. 

– Bałtyk i pobliskie miasta to bardzo ważne miejsca dla muzyki i rękopisów – zdradziła klawesynistka w wywiadzie udzielonym Magdalenie Łoś na antenie radiowej Dwójki. 

– Wybrałam utwory z kilku muzycznych kolekcji ze zbiorów z Gdańska i Braniewa na Warmii. To dwa główne źródła repertuaru do tego dwupłytowego albumu. To wyjątkowy repertuar, powiązany z muzyką polską i tradycjami ziem dzisiejszej Litwy – dodała artystka. 

– W świecie muzyki zawsze był wyścig na południe Europy. Powstawała tam piękna muzyka. Ale ponieważ jestem klawesynistką, zawsze interesowało mnie, co w tym czasie działo się w innych krajach. Sama jestem z Południa, dlatego musiałam wyruszyć w podróż na Północ. W tych krajach jest coś wyjątkowego. Dzisiejsze Kraje Bałtyckie charakteryzuje otwartość, a niebo wydaje się być tu bielsze niż nad Morzem Śródziemnym – podkreśliła klawesynistka. 

– Jakieś 10 lat temu była powszechna opinia, że dobra muzyka pochodzi z Włoch albo Anglii. Pomyślałam, że to temat znacznie szerszy i jeszcze nie wyczerpany. Gram repertuar zachowany w Gdańsku i Braniewie, ale w tych zbiorach jest muzyka z całej Europy. Nastrój tych miejsc to melancholia i smutek, który kocham. Wyrażanie niezwykłości tej muzyki polega też na tym, że napisano ją na instrumenty klawiszowe w taki sposób, by wydobyć z nich to, co najlepsze – opowiadała Corina Marti. 

Tak oto otrzymaliśmy album, który nosi wszelkie znamiona wybitnego wydawnictwa: starannie wyselekcjonowany program i znakomite historycznie poinformowane wykonawstwo. Corina Marti dobrze rozumie granicę między czystą wirtuozerią i delikatnością, niemal eterycznością niektórych kompozycji. Jednocześnie każdą oparła na mocnym rytmicznym i formalnym stelażu. Najpiękniej jest, gdy odmienne stylistycznie kompozycje urywają się bez wyraźnie postawionej kropki, przechodząc naturalnie do kolejnego ogniwa. 

Słuchając tej płyty ma się wrażenie obcowania z czymś żywym i znaczącym. 

Robert Majewski © 2024