Cóż poradzę, że co pewien czas napada mnie ochota kupić jakieś dziadostwo.

To było rok temu. U moich rodziców wertowałem jakiś katalog z ubraniami. Dostają ich mnóstwo, odkąd świat dowiedział się, że są emerytami i można im wcisnąć wszystko. Pod koniec książeczki znalazłem dział z szajsowatymi ozdobami wielkanocnymi. Oczywiście wszystko made in China. Już miałem zamknąć broszurę i odłożyć (i przy okazji rzucić jakiś kąśliwy komentarz), aż tu nagle spojrzał na mnie króliczek na hulajnodze. Do kierownicy miał przyczepiony niebieski kwiatek. Był zrobiony ze słomy, a cała reszta z drewna. To mi wystarczyło. Wypełniłem zamówienie i wysłałem tradycyjną pocztą. Zamówienie przez internet jakoś mi nie pasowało.

Po kilku dniach listonosz przyniósł wielkanocnego króliczka. Tak, tak – na mojej wsi wciąż jeszcze listonosze roznoszą paczki. Nie żadne awizo. To dobre dla dekadenckich miast, miasteczek albo wsi, które udają metropolie.

No i się zaczęło. Najpierw doświadczyłem krępującego milczenia domowników. Spoglądali to na siebie, to na mnie i czułem w ich wzroku obawę o mój stan zdrowia psychicznego. Potok słów trysnął, gdy zadałem pełne treści pytanie: ale o co wam chodzi? Okazało się, że mój króliczek to badziewie i nikt przy zdrowych zmysłach by go nie kupił. Że nie jest praktyczny. Że brzydki jak noc listopadowa. Że zbędny. Że za łatwo ustępuję konsumpcyjnemu impulsowi.

To wszystko prawda. Produkujemy tony śmieci, ulegamy reklamom, kupujemy rzeczy niepotrzebne – czasem tylko po to, aby je zaraz wyrzucić.

Tymczasem miliony poradników podpowiadają nam, jak zostać ascetą i minimalistą w świecie, którym rządzi konsumpcja. Co rusz trafiam na takie reklamy. Ogarnia mnie wtedy pusty śmiech, bowiem trudno o większą hipokryzję – ci sami autorzy, którzy nakłaniają do zminimalizowania zakupów, zachęcają do kupna kolejnej niepotrzebnej rzeczy.

Nie jest łatwo wyrzucić z siebie chęć posiadania. Staram się to robić, bo fajnie jest być lepszym i wolnym od zachcianek. Chciałbym mieć tylko tyle rzeczy, żeby wiedzieć, gdzie co leży, aby już nic nie gubić i żeby bałagan nie tworzył się sam. Znam nauki buddyjskie, że pragnienia czynią nas nieszczęśliwymi. Przychodzą jednak takie dni, że cieszę się z posiadania rzeczy zbędnych.

Chcecie wiedzieć, dlaczego? Bo uspokaja mnie fakt, że jeszcze mogę pozwolić sobie na chwilę lekkomyślności.

Robert Majewski © (2023) 2024