Real Life
Kinga Głyk
Warner Music 2024, TT: 48’16”

Muszę się do czegoś przyznać, ale nie jestem pewny, czy można to nazwać „coming outem”.

Kiedy ktoś mi rekomendował posłuchanie grającej na basie dziewczyny od razu włączała mi się w głowie czerwona lampka – „Dziewczyna na basie? To nie jest najlepszy pomysł! Przecież to trzeba mieć sporo krzepy i przysłowiowych >>jaj<<, żeby okiełznać ten instrument i jeszcze wydobyć z niego coś sensownie brzmiącego.” Wiem, wiem… brzmi to strasznie seksistowsko i pewnie zaraz posypią się na mnie gromy ze strony kobiet, które czasami przypadkiem czytają to, co piszę o muzyce. Trudno, postaram się to jakoś przetrwać.

Na swoje usprawiedliwienie mam jednak to, że jako basista-amator grywający wiele lat temu do kotleta, po zagranym dancingu, balu sylwestrowym, czy weselu musiałem walczyć z bąblami na opuszkach palców i tępym bólem obojczyka. Na szczęście gaża jaką za to dostawałem jakoś to rekompensowała.

Moje myślenie o dziewczynach grających na basie zmieniło się radykalnie, kiedy usłyszałem muzykę Me’shelly Ndegeocello, Esperanzy Spalding i niezwykle utalentowanej Polki – Kingi Głyk – której czwarty w karierze album ujrzał właśnie światło dzienne.

27-letnia dziś Kinga Głyk, to niezwykle wrażliwa i utalentowana, kompozytorka, aranżerka, producentka muzyczna i przede wszystkim basistka, która bez żadnych kompleksów zaczyna funkcjonować na światowym rynku muzycznym. Jej wykonanie Tears in Heaven Erica Claptona, w opracowaniu Jeffa Berlina, zostało na YouTubie odtworzone ponad 22 mln razy (!!!).

W jej grze na gitarze basowej jest mnóstwo przemyślanych i nieprzypadkowych dźwięków, bez wpadania w „slappingowe” szaleństwo, które czasami bardziej przypomina cyrkowo-małpie popisy, a co często jest cechą nie tylko młodych basistów. Muzyka i instrumentalny kunszt Kingi Głyk przypomina mi twórczość takich gigantów, jak Stanley Clark, czy Marcus Miller.

Tym, co bardzo cenię na płytach basistów, jest to, że nie słychać, że twórcą muzyki jest właśnie ten instrumentalista. Ważna jest kompozycja, przemyślana aranżacja, gra wszystkich instrumentalistów. Tak właśnie brzmi najnowsza płyta Kingi Głyk Real Life. Na album składa się 12 autorskich kompozycji artystki, która obok Michaela League – pięciokrotnego zdobywcy nagrody Grammy (współtwórca sukcesów Snarky Puppy) – jest również producentką płyty. Obok Kingi na płycie grają saksofonista Casey Benjamin (Robert Glasper), perkusista Robert „Sput” Searight (Snarky Puppy), Caleb McCampbell (Beyoncé, Michael Bublé), Julian Pollack (Marcus Miller, David Sanborn, Joe Lovano), Nicholas Semrad (Miss Lauryn Hill, Talib Kweli, Bootsy Collins) i Brett Williams (Marcus Miller, Mumford and Sons, Stevie Wonder). Mastering albumu, to dzieło Dave’a McNair, znanego z produkcji albumów takich artystów jak m.in. Miles Davis, Willie Nelson czy Angelique Kidjo.

Muzyka na Real Life, to odmiana współczesnej muzyki instrumentalnej, w której jest mnóstwo jazzowych i funkowych inspiracji, oryginalna pod względem aranżacji i podejścia estetycznego. Bas w rękach Kingi Głyk nie przytłacza i brzmi naprawdę lekko i nowocześnie, we właściwych proporcjach.

Ci, którzy jeszcze mi nie wierzą, że Kinga Głyk, to światowej klasy artystka, polecam obejrzenie na YouTubie jej znakomitego koncertu z towarzyszeniem Frankfurt Radio Big Band, to naprawdę muzyczna uczta.

O najnowszej płycie Kingi Głyk chciałoby się powiedzieć: „dobre, bo polskie”, ale ja powiem: „dobre, bo bardzo dobre”.

Płytę Kingi Głyk Real Life polecam zdecydowanie.

Jacek Bulak © 2024