Wszyscy jesteśmy poranieni, jedni na zewnątrz, a inni od środka, ale nie mieliśmy kiedy pogodzić się z cierpieniem. Dlatego je uciszaliśmy, mówiliśmy mu: Cichaj, nie jęcz! Nikt cię nie słucha! Nikt ciebie nie chce! Cierpienie kurczyło się z każdym dniem, malało, aż zamieniło się w kamyk. Nosiliśmy go pod językiem. Wkładaliśmy do buta. Ilekroć rzucaliśmy kamyk przed siebie, zawsze znajdowaliśmy go potem w kieszeni. Był tak samo mały i twardy. Zapominaliśmy o nim, ale on nie zapominał o nas. Każdego z nas będzie do śmierci uwierał ten kamyk.

Konstanty Ildefons Gałczyński padł ofiarą Mickiewiczowskiego świerzopa, a ja Małgorzaty Rejmer… Tak rozpieściła mnie swoimi znakomitymi książkami reporterskimi Błoto słodsze niż miód i Bukareszt. Kurz i krew, że gdy sięgnąłem po Jej Ciężar skóry (Wydawnictwo Literackie), zdziwiło mnie, że to zestaw opowiadań; zapomniałem, że czternaście lat temu książkowo debiutowała… powieścią Toksymia. Jak poradziła sobie teraz ze zmianą szuflady reporterskiej na powieściową? W odpowiedzi nawiążę znów do Gałczyńskiego – coś czuję, że jeśli Jej następną propozycją będzie tomik wierszy, też nie zawiedzie.

W Ciężarze… mniej ważne wydają się miejsca, w których Autorka umieszcza swoich bohaterów. Cytat na początku tego tekstu pochodzi z opowiadania niemal bez udziału konkretnych nazw – dzięki temu jest bardziej uniwersalny; pasowałby do traumy przeżywanej przez ofiary konfliktów bez przywiązania do kontynentu, kraju i czasu.

Podobnie jest z dorastającą dziewczyną zaniedbywaną przez matkę i chłopcem bitym przez ojca; facetem nienawidzącym, gdy jego żona podnosi głos, zabraniającemu jej tego („On, owszem, czasem wybuchał, ale przecież zależało mu, żeby go dobrze zrozumiała”); zwierzętami padającymi ofiarą człowieka; postaciami cierpiącymi przez samotność i niezrozumienie z powodu swojej orientacji seksualnej… I choć w tej książce kilka razy pada nazwa kraju ze stolicą w Tiranie (np. „Nie chciała urodzić chłopca, bała się, że mimo wszelkich starań nie uchroniłaby syna przed Albanią, że jej syn, wychowany w miłości, i tak kiedyś by kogoś skrzywdził”) – Autorce, tak myślę, bardziej zależy na wyprawie do wnętrza konkretnego człowieka i jego postrzeganiu szczegółu.

To wyprawa głęboko namacalna, sugestywna, działająca na wyobraźnię. Morze bywa głodne, spragnione i chce o czymś opowiedzieć. Samotność to również objęcie się ramionami, głaskanie zimnej skóry szorstkimi wnętrzami dłoni i myśl: „Kolejny dzień życia”. Dorastające rozpaczliwe zakochanie objawia się w słowach: „Luna, to ja. Gdy myślę o tobie to tak jakby motyl trzepotał w dłoni uwięziony i ślepy”. Krew wsiąka szybko i zaraz stygnie na twarzach.

Pochwała szczegółu to choćby „Kwadraty światła rozlane na białych płytkach” i spojrzenie na muchę po zewnętrznej stronie szyby samochodu: „Cieniuteńkie nóżki, pocierane niespiesznie na wysokości jej wzroku, załamujące się na końcach. Jak dentyny nerwów. Na chwilę zanim ruszyli, mucha odleciała i zostawiła ją samą”. Właśnie – słowo „samą” w tym cytacie zdaje się być kluczem do opowiadania, w którym ono występuje. Bo Autorka często nie wskazuje wprost, ufa czytelniczej uważności. Jak w tym zdaniu z muchą; jak wtedy, gdy po śmierci dziadka jego wnuczka po raz pierwszy słyszy, jak babcia śpiewa; wtedy również, kiedy cokolwiek zdecyduje kobieta stojąca w korku, i tak „utknie w sznurze samochodów, i tak tu zostanie”; i gdy jeden chłopak widzi twarz drugiego i już wie: „Mój ojciec też mnie pobił, kiedy się dowiedział. Miałem nadzieję, że stracę przytomność, ale nie straciłem. Wszystko pamiętam”.

W tej książce Małgorzaty Rejmer sporo jest agresji bezmyślnej, napędzanej kompleksami, nawet wyrzutami sumienia. Ale spokój i nadzieja na coś dobrego też tu są.

Odwracam się i widzę, jak idzie w moją stronę, trzymając w dłoni białą klatkę ze złotym, trzepoczącym ognikiem w środku, jednym z tych ptaków, które bały się uciec. Idzie rozkołysanym krokiem, stąpa po piasku delikatnie, jakby na czubkach palców, jego skóra lśni w porannym słońcu jak kość słoniowa. Miękko kołysze biodrami, we wnętrzu jego ciała przelewa się spokojne morze. Idzie w moją stronę, jest światłem.

Rafał Kowalski © 2023

Małgorzata Rejmer, Ciężar skóry, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2023, s. 192