Ale skoro miało być o pięknie – naprawdę to zrobiłem. W szesnastej minucie ćwierćfinałowego meczu Belgia – Włochy, akurat po tym, jak Giorgio Chiellini rzucił się na ziemię, by zablokować strzał Kevina De Bruyne, podniosłem się z hotelowego łóżka, zaścieliłem je najlepiej, jak potrafiłem w tych warunkach, a potem zapiąłem guzik koszuli i włożyłem marynarkę, ba: nawet buty zasznurowałem. Usiadłem ostrożnie na brzegu posłania i oglądałem dalej, spokojniejszy odświętnym strojem spróbowałem wyrazić klimat niecodziennego wydarzenia, które w tamtym momencie mniej już z meczem piłkarskim mi się kojarzyło, a bardziej z wizytą w teatrze czy w filharmonii.
Dla Michał Okoński są mecze piłkarskie, których finiszu nie chce ze względu na ich piękno, dramatyzm, poziom. W nawiązaniu do tego, gdy w 2021 roku zacząłem i skończyłem czytać jego poprzednią książkę „Światło bramki”, poczułem głód dalszych „spotkań” Le Corbusiera z Leo Messim, Alberta Camusa z Johanem Cryuffem, wicehrabiego Valmonta z Diego Maradoną… Miksu futbolu z literaturą, historią, poezją; połączenia dyskusyjnych poglądów – jak ten, że piękno gry jest ważniejsze od wyniku – z opowieściami o ludziach takich, jak angielski dziennikarz radiowy i telewizyjny Maks Rushed: zrezygnował z oglądania niezwykle ważnego meczu na żywo, oddał wejściówkę jednemu z kibiców. Chciał usiąść na kanapie ze swoim tatą, który nauczył go wszystkiego o kibicowaniu ukochanej drużynie.
Tymczasem dziennikarz Tygodnik Powszechny po dwóch latach zaprasza do lektury swoich kolejnych esejów w formie książki (obie ukazały się nakładem Wydawnictwo Znak).
W „Stałych fragmentach” jest opowieść o tym, jak podczas meczu stanęło serce Christiana Eriksena, a jego koledzy z reprezentacji Danii dali światu lekcję instynktownej solidarności. O Marcusie Rashfordzie dorastającym w skrajnym ubóstwie, a po latach – kiedy stał się piłkarskim wirtuozem – właściwie wymusił na brytyjskim rządzie, by wsparł program dożywiania dzieci w brytyjskich szkołach. Jest też miejsce dla piłkarskiej katedry zbudowanej przez Cryuffa i dobudowanej do niej kaplicy przez jego ucznia Pepa Guardiolę, który nie przestaje szukać futbolowej doskonałości.
Michał Okoński pisze o korupcji, rasistowskim hejcie, robotnikach haniebnie wykorzystywanych podczas budowania stadionów w Katarze. O buncie kibiców przeciw pomysłowi na piłkarską Superligę, mającej zrzeszać tylko najbogatszych. Znów pojawia się Camus. Jest Kazimierz Wierzyński ze swoim poetyckim peanem na cześć Ricardo Zamory. Także zabawna historia spotkania Bernardo Bertolucciego i Piera Paulo Pasoliniego z młodym Carlem Ancelottim, późniejszym kolekcjonerem najważniejszych trofeów piłkarskich. Pojawia się porównanie jednej z piłkarskich reprezentacji do miasta idealnego, jak Pienza papieża Piccolominego.
Mnie najbardziej pochłonęły eseje o trzech postaciach. Wstrząsająca opowieść o niezwykle utalentowanym piłkarsko Dele Allim, obecnie walczącym ze swoimi demonami („Ale ten najważniejszy mecz, jaki ma do rozegrania Dele Alli, nie toczy się na boisku – i Anglik już nie >>musi wymagać od siebie więcej<<. Ja – kibic, którego tyle razy zachwycił pokazaniem, do jakiego stopnia można poczuć się wolnym, próbując doścignąć futbolówkę – życzę mu sukcesów większych niż te, które czekają nań jeszcze na boisku”).
Również tekst o Leo Messim jako flâneurze (samotnym mężczyźnie przechadzającym się po Paryżu i bacznie obserwującym uliczny zgiełk); Argentyńczyku drepczącym po boisku niby bez celu, skanującym otoczenie, by w odpowiednim momencie wykonać zagranie genialne. To m.in. z Messim wiąże się pojęcie „la pausa”: sztuka nagłego wyciszenia, która następuje na boisku, kiedy rozgrywający czeka, aż biegnący adresat mającego za chwilę nastąpić podania znajdzie się we właściwym miejscu – wtedy obsługuje go zagraniem idealnym.
Myślę też o eseju o piłkarsko genialnym błaźnie Paulu Gascoigne. Autor, w nawiązaniu do tekstu profesora Cezarego Wodzińskiego, kreśli portret Gascoingne’a-Jurodiwego: „Jurodiwy, o którym pisze filozof, swoim zachowaniem mówił coś ważnego o otaczającym go świecie. Był lustrem dla gromadzącej się wokół, anonimowej najczęściej gawiedzi – to dla niej dokazywał, swawolił i szalał. (…) Pokaz jurodiwego (…) Przekonuje nas, ze kto nie ujrzał siebie w krzywym zwierciadle, ten nigdy nie dojrzy siebie”.
Ta książka to też opowieść bezpośrednio o samym Michał Okoński.
Jak w epoce przedinternetowej wklejał zdjęcia i artykuły ze sportowej prasy do skoroszytu formatu A4 wyprodukowanym w Strzegomiu. Kiedy lata później jego synowie widzieli, jak ich tata ogląda mecz Polaków na stojąco i wierzy, że każdy błąd zdąży się jeszcze naprawić („Kibicowanie polega dokładnie na tym. Na czepianiu się każdego promyka nadziei”). Gdy poszukuje momentów, w których futbol pozwala przeżyć olśnienie, pokazuje oblicze tego świata; chwile, kiedy można wierzyć, że istnieje coś stałego.
Jak to, że nawet najbardziej pasjonujący mecz się kończy – wiadomo jednak, że niedługo zacznie się kolejny. Może porywający jeszcze bardziej, oferujący kolejną niespodziankę i moment, który zostanie w pamięci na długo?…
Dwaj liderzy swoich drużyn wymienili się właśnie koszulkami, a teraz, szeroko uśmiechnięci, gratulują sobie znakomitej gry. Ręka Pelégo opiera się o pierś Bobby’ego Moore’a, a dłoń zbliża się do głowy kapitana reprezentacji Anglii. Palce Moore’a dotykają policzka Pelégo. Jasne: Anglicy z tamtych lat trzymali dystans, więc o przytuleniu nie może być mowy, ale czułość widzimy z pewnością, nie mówiąc już o tak charakterystycznym dla sportowców najwyższej klasy uznaniu dla kunsztu rywala; uznaniu przekraczającym, co oczywiste, różnice narodowe, religijne czy rasowe.
Rafał Kowalski © 2023
Michał Okoński, Stałe fragmenty. Piękny i wstrętny – opowieść o dwóch twarzach futbolu, Wydawnictwo Znak, Kraków 2023, s. 368
