Może chodziło o to, żeby popatrzeć na kawałek świata, na który i ona patrzyła. Jeszcze raz spotkać się z jej spojrzeniem. Może wierzyłam, że jej szarozielone oczy, zmieniające kolor w zależności od światła, w których w pełnym słońcu dawało się dostrzec okruszki bursztynu, musiały zostawić na krajobrazie jakiś ślad. (…) przez moment znowu byłam blisko niej.

Po lekturze nowej książka autorstwa Julia Fiedorczuk (wydanej przez Wydawnictwo Literackie) można mieć kilka odpowiedzi na pytanie, o czym jest Dom Oriona. Dla mnie to przede wszystkim powieść o nieustannej wędrówce. Kogo, czego? Życia – poprzez przyjaźń, gwiazdy, czas, nadzieję, drzewa, śmierć, tęsknotę, uważność…

Autorka w podziękowaniach wyraża wdzięczność m.in. osobie, dzięki której podczas pracy nad Domem… poznała i pokochała „jedną z bohaterek tej książki: tarczynkę dziurkowaną”. W tej powieści bowiem każdy przejaw życia wygląda na równie ważny. Jak graby na starość zbliżające się do ziemi; „otwarcie mówią o swojej słabości i śmierci”. Poeta z Bagdadu podejmujący kolejną próbę przejścia przez pradawną puszczę na pograniczu polsko-białoruskim. Kobieta poszukująca swej najbliższej przyjaciółki zdolnej i po przejściach („byłyśmy zrośniętymi gałęziami”; gdy spacerowały, wtedy jedna z nich „szczególnie wyraźnie widziałam świat, wszelkie jego najdrobniejsze szczegóły i przejawy, był mi bliski, wibrował, żył”). Jest również gwiazda Betelgeza w gwiazdozbiorze Oriona – była „jeszcze młoda, kiedy w Afryce wyewoluował Sahelanthropus tchadensis, gatunek małpy, który z czasem dał początek szympansom i ludziom”… Kiedy kobieta mówi do mężczyzny, że słyszała w lesie płacz i nie jest pewna, czy był ludzki, uzyskuje odpowiedź, że tu wszystko płacze.

Jedna z ludzkich bohaterek w swojej wędrówce uczy się uważności. Widzi porosty na grabie tworzące obrazy. Wie, że nie będzie miała dostępu na przykład do pisma kory, jeśli wszystko będzie robiła szybko. Rozwija w sobie również brak strachu przed lasem. Dzięki temu ma większą szansę, by choćby zacząć „rozróżniać wonie poszczególnych gatunków drzew”; poznawać po zapachu, że „śnieg jest wilgotny i że nadchodzi mróz”… Uczy się też prawdziwej przyjaźni, nie dominować nad drugą osobą. Kiedy patrząc na niebo rozmawia z przyjaciółką, że gdyby jakaś gwiazda eksplodowała, zobaczylibyśmy to dopiero później, rzekomo mniej mądra dziewczyna mówi: „Może nas już nie ma, tylko jeszcze o tym nie wiemy?”.

Na to pytanie nie znamy odpowiedzi, więc robimy swoje. Gorzej, lepiej, ale nie stoimy w miejscu. Kobieta opisuje historie działaczek walczących o prawa człowieka i przyrody na świecie („Nie tyle przeciwko komuś, co o coś”). Wśród nich jest sześćdziesięciotrzylatka walcząca „przeciwko planowanej rozbudowie kopalni odkrywkowej węgla kamiennego w okolicach Somkhele w RPA”. Kobieta pisząca o działaczkach od jednej z nich słyszy, że kiedy ktoś „kradnie rzekę”, to „kradnie źródło życia. Ludzie, rośliny, zwierzęta, woda i to, co może wyrosnąć z ziemi – to właśnie życie”. Co więcej, według Autorki jesteśmy również dziećmi gwiazd, skoro one po swojej śmierci rozsypują „pierwiastki po ogromnej, niewyobrażalnej przestrzeni, stąd my (…) mamy wapń w kościach i żelazo we krwi”.

Te działaczki nie nakrywają swoich głów własnymi rękoma i nie „przeczekują, aż minie takie czy inne niebezpieczeństwo”. Często płacą za to wysoką cenę, nie tylko w formie zmęczenia i „ciężkiego uszkodzenia wszystkich sił witalnych”. Jak wspomniana kobieta w RPA. Jak Hypatia: aleksandryjska matematyczka, astronomka i filozofka żyjąca na przełomie czwartego i piątego wieku naszej ery. Jak bardziej współczesna bohaterka „Domu…” chcąca wyrwać się z toksycznego układu rodzinnego; ryzykuje związek z mężczyzną, który… Jak uchodźcy podejmujący próbę przedostania się do lepszego, bezpieczniejszego świata – dzięki uporowi pozwalającemu „ciągle na nowo odbudowywać w sobie nadzieję. Ten upór jest bezcenny, wszystkim go teraz potrzeba”.

Może Julia Fiedorczuk – która swoją drogą ponownie, jak w poprzedniej swojej powieści „Pod słońcem”, poetycko składa hołd przyrodzie (na przykład: „Chmury leżały na ziemi, słyszałam kapanie wody; pamiętam ogromne liście z czerwonym unerwieniem i jeszcze większe kwiaty o nieznanej mi nazwie”; „Już prawie noc, raz po raz wchodzę w chmurę zapachu jakichś kwiatów”; „Rzeczywiście, słońce prześwietlało przez malunki mrozu, wlewało się do pokoju i szczelnie go wypełniało, nie zostawiając nawet odrobiny miejsca na strach”) – w ten sposób sugeruje, że dzięki takiemu podejściu powędrujemy dalej bogatsi, bardziej spełnieni? Tacy na przykład wrócimy do gwiazd. I gdy za jakiś czas ktoś uważnie spojrzy w niebo, niewykluczone, że ujrzy tam nas bardziej świecących. Tak jak jedna z bohaterek (w jednym z bardziej wzruszających dla mnie fragmentów tej książki) spojrzała w górę i dostrzegła nie tylko ukochanego zwierzaka swojej przyjaciółki.

I gdy skupiam się wystarczająco mocno, kiedy staję się wystarczająco nieruchoma i cicha, ze świetlistej, pulsującej materii powoli wyłania się nowy kształt; oto Lea biegnie przez niebo – żywa, szybka jak strzała i po psiemu szczęśliwa. I biegnie na południe, gdzie malutka gwiazda, ukryta wśród innych, ale wyjątkowa, otoczona zielonkawą aurą, na przemian pojawia się i znika.

Rafał Kowalski

Julia Fiedorczuk, Dom Oriona, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2023, s.

Najlepszą cenę na tę książkę możesz znaleźć w serwisie 3tam.pl