Jest gotowa siedzieć z nim codziennie w dusznych norach i jeść zamrożone pieczywo, jeśli tylko wreszcie odsunie całun, którym jest owinięty, zeskoczy z niewielkiego podwyższenia, na którym leżą nosze, tak jak zeskoczył z parapetu w dniu ich pierwszego spotkania, poda jej rękę i zaproponuje, by zaczęli wszystko od nowa, ustawią wtedy ślubny baldachim na cmentarzu, pod gołym niebem, w towarzystwie ludzi z bractwa pogrzebowego, którzy właśnie rozpoczynają modlitwy.
Przed spotkaniem z Zeruyą Shalev podczas Targów Książki w Krakowie przeczytałem jej „Ból”. Zawiera taki fragment: „Nie patrzy wstecz, tylko przed siebie, ku skrajowi pustyni w rzadka prześwitującej między budynkami w kuchennym oknie. Ten widok wydaje się przynosić jej dystans. Najwidoczniej rodzina, którą założyła ćwierć wieku temu, wyczerpała swój potencjał i nic nie usprawiedliwia jej dalszego trwania”. Pomyślałem wtedy, że te słowa celnie oddają twórczość izraelskiej pisarki: zwyczajna sytuacja z subtelnością, głębią i przekazem, że dobrze jest rozmawiać zanim będzie za późno.
Minęło siedem lat i po lekturze jej „Losu” (obie książki wydało Wydawnictwo W.A.B. w przekładzie Magdalena Sommer) pomyślałem tak samo.
Jednej z bohaterek tej książki ukochany nie chciał wyjaśnić, czemu nagle odsunął się od niej. Skazał ją na snucie domysłów, że może był to „rozpaczliwy sposób okazania jej miłości, ochronienia jej przed niebezpieczeństwem, które stwarzała jej bliskość?” – on bowiem na skutek pewnego wydarzenia uznał, że jest winien czyjejś śmierci.
Niespełnienie przez brak dialogu czuje też inna kobieta po stracie kogoś bliskiego. Próbuje rozmawiać z tą zmarłą osobą. Raz wyrzuca jej, że niby taka ślamazarna, bez zmysłu praktycznego, tymczasem „we własnej śmierci” okazała się zadziwiająco szybka i sprawna. Innym razem wspomina, że gdy zachorowała, to przy tej osobie „modliła się, by nigdy nie wyzdrowieć, tak bezpieczna czuła się osłonięta baldachimem opieki, który rozpinał nad jej łóżkiem”. Zastanawia się: „Może rozpacz rozstania uderza w nas po wyjściu z łona matki, a całe życie to w gruncie rzeczy zmaganie się z kolejnymi etapami żałoby. Przechodzimy od zaprzeczania do gniewu, od poczucia winy do depresji i akceptacji”.
Niespełnienie czuje chłopak, który nagle stracił rodzica („Kiedy przyszedłem posłuchać odpowiedzi na pytanie, którego nie zadałem, ciebie już z nami nie było i teraz muszę znaleźć ją sam”). Kobieta w podobnej sytuacji mówi: „Wcale nie chciałam, żeby umarł, prawda? Chciałam, żeby mnie kocha, rozumiesz?”. Brak spełnienia odczuwa też była bojowniczka Lochamej Cherut Jisra’el (Lechi), organizacji podziemnej, która w Palestynie w latach czterdziestych ubiegłego wieku terrorem walczyła z Brytyjczykami („Chcieliśmy się zemścić za zdradę Anglików, za to, że odsyłali z powrotem na morze statki z nielegalnymi imigrantami uciekającymi z hitlerowskiego piekła”). W imię tego ginęło wiele młodych dziewczyn i chłopaków, których ofiary – wedle tej kobiety – nie zostały odpowiednio opłakane i docenione („Państwo, które powstało na trupach jej towarzyszy, nie przygarnęło ich do siebie”).
U Shalev nie ma bohaterek i bohaterów jednoznacznie dobrych i złych. Są zwyczajni, dlatego wdowa potrafi mieć dosyć żałobników, mimo że mają dobre intencje. A żona „bezpieczna za murami jego niezmiennej miłości i łagodnego temperamentu” zaczyna zdradzać swojego męża, zakochuje się w innym. Dramaty potrafią rozgrywać się nad zupą z soczewicy, kiedy „para znad garnka ucieka na zewnątrz przez okno, owiewa twarz gorącym tchnieniem, wsiąka we włosy”.
Zeruya Shalev również w tej książce tka zdania na wysokim poziomie subtelności. Cień poruszenia bywa tu „bezdźwięczny jak mrugnięcie powieką” .Słowa potrafią być „czarne” i „podniosłe” i nadlatywać jak „drapieżne ptaki”. Powieka zastygnie uniesiona; oczy odbiją idealnie „barwę chmur sunących powoli po niebie nad ich głowami, melancholijnych i dostojnych”. Zakochana po spotkaniu z ukochanym już po drodze czuje, że „kończy się jej tlen w płucach i że napełnią się na nowo dopiero wtedy, gdy go zobaczy”… Magdalena Sommer, tak myślę, tłumaczyła to wszystko z hebrajskiego z niemałym wysiłkiem i dużą przyjemnością.
Co z tytułowym słowem? Autorka również tu nie daje łatwych odpowiedzi. Jedni w pewnych sytuacjach widzą działanie Boga… Inni twierdzą, że los „nie zdradza, bo nigdy niczego nie przyrzekał” – dlatego, bywa, „uczynek, który miał być niemal całkiem nieistotny, lecz okrutny splot okoliczności sprawił, że zyskał moc odmienienia życia, decydowania o ludzkim losie”… To, co pewne, to fakt, że w ostatnich pięciu latach zmarli Amos Oz i Meir Shalev, wybitni izraelscy twórcy słowa. I czytelniczy ból, że obaj już nic nie napiszą, w dużej mierze pozwalają ukoić takie książki, jak tegoroczny „Los”.
Życie także przemawia do nas ukrytymi, strasznymi zagadkami. (…) Powstrzymaj głos twój od lamentu, a oczy twe od łez, ostatnio powtarza te słowa każdego ranka, gdy zaplata rzadkie włosy i upina warkocz, nie pozwól, by przypadek stał się losem, nasze życie jest przypadkowe i kapryśne, zaburzy każdy porządek i zadrwi z każdej interpretacji, właśnie dlatego jest silniejsze od każdej straty.
Rafał Kowalski Rafał Kowalski © 2023
Zeruya Shalev (przekład Magdalena Sommer), Los, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2023, s. 432
