Leaps & Bounds: The Music of Lance Hulme
Abigail Pack, Alexander Ezerman, Anthony Taylor, Brno Philharmonic Orchestra, Clara O’Brien, Erika Boysen, Ida Bieler, James Douglass, John Covach, Laura Dangerfield Stevens, Marjorie Bagley, Michael Votta, Mikel Toms, Scott Rawls, Stephanie Patterson, Susan Fancher, Timothy Holley, University of Maryland Wind Orchestra, Wildcat 9 Saxophone Ensemble
Métier, Divine Art Records 2025, MEX 77212, 2CD, TT: 109’56”

Ten dwupłytowy album jest muzycznym portretem amerykańskiego kompozytora Lance’a Hulme’a. Chyba najbardziej znanym jego utworem jest otwierający wydawnictwo Sirens’ Song. Druga część kompozycji zwie się Dire Straits i to właśnie ten tytuł niegdyś zwrócił moja uwagę na twórczość Hulme’a. Sądziłem, że nawiązuje on do słynnego brytyjskiego zespołu. Nie było to naiwne myślenie, ponieważ Hulme ma w swoim dorobku zabawny, gitarowo-fletowy utwór JethroZen (też jest na tej płycie), który – jak łatwo się domyślić – czerpie inspirację ze stylistki innego rockowego giganta, zepołu Jethro Tull. Dire Straits, jako część Sirens’ Song, nie przywołuje jednakowoż zespołu Marka Knopflera. Tytuł należy rozumieć dosłownie (“Trudne położenie”), ponieważ został użyty, aby nawiązać do ogólnej tematyki utworu. Celem Hulme’a była bowiem próba zilustrowania Odysei, którą od lat się fascynuje. Formalnie i stylistycznie to czternastominutowa quasi-symfonia, mieniąca się blaskiem i energią, w której ostatnia część wyraźnie nawiązuje do twórczości Albana Berga. 

Reszta pierwszej płyty (poza wspomnianym wcześniej JethroZen) to nonet saksofonowy, który mógłby być ilustracją moich doznań podczas przejażdzki rollercosterem, solowe studium skrzypcowe zatytułowane An Eternal Flame i Caritas Abundat: Setting the Diamond. Ten ostatni utwór przenosi nas na terytoria elektroniki – chwilami rodem z Vangelisa. Na generowanym komputerowo tle słychać fragment pieśni autorstwa średniowiecznej geniuszki (nie tylko muzycznej), świętej Hildegardy z Bingen. 

Drugi krążek otwiera tytułowy Leaps & Bounds, będący – jak wyjaśnia kompozytor – „asymetrycznym, polimetrycznym ostinatem”. Trzy ostinatowe grupy łączą się ostatecznie pod koniec utworu w jedną całość.

Podobną ekspresję można znaleźć w kolejnym utworze, duecie perkusyjnym Slapdash Redux. Po nim słyszymy diametralnie odmienną kompozycję na głos (sopran) i fortepian – Appalachian Advent. Hulme wykorzystał w niej ludowe pieśni, które słyszał w dzieciństwie. Album kończy zuchwały Sax Attractor, następny duet z akompaniujacym saksofonowi fortepianem. 

Jak widać rozpiętość stylistyczna wydawnictwa jest niezwykle szeroka. Nic dziwnego, to przecież jest portret kompozytora. Dla mnie to zaleta, ale zdaję sobie sprawę, że dla kogoś innego ten brak spójności może być wadą. Zostawmy jednak te dywagacje na boku, ważniejsze jest bowiem pierwszorzędne wykonanie wszystkich kompozycji. Podziwiam wydawcę, że znalazł w sobie tyle siły i samozaparcia, aby zaangażować do projektu tak wielu wykonawców z różnych muzycznych parafii.

A zatem nie pozostaje nam nic innego jak poznawać Lance’a Hulme’a, podziwiać jego kreatywność i cieszyć się tym nietuzinkowym wydawnictwem.

Robert Majewski © 2025 

Albumu można posłuchać w serwisie Apple Music.