Zadarli głowy. Na horyzoncie grań szarpała kłęby mgły. Spływały po stoku, pęczniały i opadały głęboko w dolinie. Skaliste wyłomy i jaśniejący w dali źleb jak twarz czyja losem poorana, jak ciężkie wspomnienie. Wisiały nad nimi góry ponuro niczym kości olbrzymów. Czasem coś prysnęło, jakby kamień urwał się od macierzy, zakulgał, na dno potoczył. Czasem stłumiony jęk głuchy, jakby skała mówiła coś z siebie, z głębin, z najpotężniejszej z ziemskich czeluści. Potem znowu cisza. Martwa, jak tylko górska cisza być może.

Ishbel Szatrawska, autorka m.in. książek „Żywot i śmierć pana Hersha Libkina z Sacramento w stanie Kalifornia” i „Toń”, niczym jej ulubiony zespół muzyczny Nine Inch Nails nie obniża poprzeczki zawieszonej przez siebie wysoko. Tym razem do czytelniczych dłoni oddaje bodaj najbardziej surowe i gęste swoje dzieło literackie (wszystkie wymienione ukazały się nakładem Wydawnictwo Cyranka). W „Wyroku” równie ważną rolę, co człowiek odgrywa natura; są ze sobą stopieni do granic możliwości.

Można napisać, że jest to książka drogi w trakcie wojny. Głównym jej wątkiem jest tu bowiem wędrówka dwóch postaci, które smak zbrodni znają od dzieciństwa; to im powierzono wykonanie wyroku na pewnej osobie – choć kto wie, czy jakiś wyrok, może przeznaczenia, nie ciąży na nich samych. Ten wędrówkowy wątek jest jak rzeka, którą zasilają silne dopływy.

Takim dopływem jest na przykład obrazy natury, w której ci dwaj się poruszają. A to obserwują ich szczyty „milczące jak zawsze, tak samo upiorne w swych dzikich kształtach”. A to wchodzą we mgłę w dolinie, która przynosi im dziwne ukojenie. A to otula ich „cisza wszechwieczna, niczym nieskalana, niczym nienaruszona”… Można mieć poczucie, że natura jest tu jak żywy człowiek. Jak wtedy, gdy czyta się o dumnym drzewie buzującym w ogniu, wypuszczającym rój drzazg jak „oszalałe z bólu ptasie stado”.

Częścią tego surowego otoczenia – w którym pojawia się bezsensowna przemoc tkwiąca w człowieku od wieków, pożoga, nędza i donos – są takie postacie, jak Ostapowa, która twierdzi, że nakarmi samego diabła, jeśli będzie mieć z czego. Jest Tosiek prędki w nogach i ciężki na umyśle, Ślepiec wzbudzający poważanie „tych z diabłem za pazuchą, i najłagodniejszych”, Gęśla siejący powszechny strach, czy Mańka uważana za wariatkę wiecznie nienasyconą.

Ishbel Szatrawska potęguje aurę tajemnicy, nie ujawniając za wiele z przeszłości swoich bohaterów. Zamiast tego czytelniczą uwagę skupia jak najbliżej nich, można by rzec – namacalnie. Stąd miarowe sapanie sunące w powietrzu, kłująca myśl, gorejąca krew i gorycz upokorzenia trująca wnętrzności, ciężar wzajemnego milczenia; do tego kolba pistoletu śliska od potu, brzytwa zgrzytająca serce i wzrok obojętny spływający po truchłach. Autorka tym samym, zresztą w kolejnej swojej książce, daje świadectwo sporego talentu pod względem języka i wyobraźni.

W „Wyroku” gospodarze zastanawiają się, przeciw komu wystąpić, a komu wierność dochować. Ishbel Szatrawska jest bardziej zdecydowana. W „Żywocie…” przede wszystkim postawiła na śmiech, w „Toni” na tragizm, tu na gęstą surowość, i w każdej wersji dobrze daje sobie radę. Jak wspomniana grupa Nine Inch Nails, która w ramach tegorocznej trasy koncertowej umiejętnie radzi sobie od intymnej gry na pianinie jej lidera Trenta Reznora, poprzez prezentację utworów w stylu techno, po ostrą jazdę rockowo-industrialną.

Tłukły się po głowie obrazy dzieciństwa, zgryzota i żal, które obaj chcieli wyrwać z korzeniami, bo im były w pamięci uporczywym chwastem, co się pleni jak lebioda. Chorobliwe majaki przerywane dźwiękiem kościelnych dzwonków i modlitwy mamrotów, wszystko spowite wonnym smrodem paleniska. Szli więc szybciej, a rozdrażniony nerw koił. To było bezpieczne. To było znajome od zarania dziejów z każdym chlaśnięciem, jakie się człowiekowi w życiu przydarza, z każdym chwytem za gardziel, od oseska. Jak liczyć, to na cięgi. Jak czekać, to na zdradę. Jak nagroda, śmierć. Nie pragnąć. Nie przyrzekać.

Rafał Kowalski © 2025

Ishabel Szatrawska, Wyrok, Wydawnictwo Cyranka 2025, ss. 168