Tak więc przedzierałem się w stronę Zócalo razem z tymi tysiącami ludzi i wtedy ją ujrzałem: kruczoczarne włosy opadające na plecy i ramiona, intensywnie niebieski płaszcz do samych stóp, obok sztuczny, niezbyt zresztą udany czarny kot. Mimo pewnej odległości widziałem ją wyraźnie: stała w szklanej gablocie, na wózku ciągniętym przez dwie kobiety, na podwyższeniu, a jasne światło lampki pozwalało dostrzec jej kościste dłonie i twarz – białą czaszkę. Bo mimo lśniącej czupryny i królewskiego stroju nie ulegało wątpliwości, że to odziany w efektowny strój szkielet.

Kto czytał na przykład „To nie jest Miami” Fernandy Melchior (Wydawnictwo ArtRage, 2023 r.), „To dla Pani ta cisza” Maria Vargasa Llosy (Wydawnictwo Znak, 2024 r.) i „Krew o świcie” Claudii Salazar Jiménez (ArtRage, 2023 r.), może mieć poczucie, że Tomasz Pindel interesująco i chwytliwie tłumaczy z języka hiszpańskiego na polski. W tej książce (wydanej w tym roku przez Wydawnictwo W.A.B.) dodatkowo prezentuje swój talent reporterski; chce dowiedzieć się czegoś więcej i opowiedzieć nie tyle o religiach, co o ludziach, którzy je wyznają w Ameryce Łacińskiej. I przestrzega przed pokusą egzotyzowania, spoglądania na „geograficzne odległe kulty jako na czary, gusła czy kolorowy folklor”.

Autor umie grać na czytelniczych emocjach. Może rozśmieszyć, kiedy przykładowo na Kubie jest w taksówce i słyszy od kierowcy, by nie wystawiał łokcia przez samochodowe okno, bo może się to spotkać z reakcją policji. Jednocześnie taksówkarz nie ma nic przeciwko, że jadą bez pasów, gdyż moskwicz ich nie posiada, i że w ogóle stan techniczny pojazdu wręcz prosi się o mandat. Ten faktycznie policja wlepia, ale za… brak plakietki „Taxi”.

Tomasz Pindel jest w stanie też przestraszyć, kiedy pisze o peruwiańskich pishtacos napadających na nieostrożnych przechodniów i wysysających z nich tłuszcz („– Czym są opowieści o ofiarach z ludzi i o pishtacos? Prawdą, legendą, historią…? Mój rozmówca zamyśla się na chwilę i wreszcie odpowiada: – Wszystkim, co wymieniłeś, jednocześnie”). Autor może także wywołać ssanie w żołądku, gdy tu i ówdzie pisze o specjałach meksykańskiej kuchni. Usprawiedliwia się przy tym, że kuchnia ta jest „niezmiennie istotna kulturowo i poznawczo znośna”, i że próba opisania fragmentu meksykańskiej rzeczywistości nie jest możliwa bez „uwzględnienia tamtejszych smaków i zapachów”. Ponadto zadaje ważne pytania („No a co po śmierci?”), bierze udział w nauce języka guarani („Dowiaduję się na przykład, że pojęcia „córka” i „syn” oddaje się innym słowem w zależności od tego, czy mówi kobieta, czy mężczyzna”) i w obrzędzie-zabiegu. I przede wszystkim dotrzymuje słowa, że chce w odpowiednim kontekście pisać nie tyle o religiach, lecz o osobach je wyznających.

Kiedy więc pojawia się wątek meksykańskiej Świętej Śmierci, Tomasz Pindel przedstawia prostą sprzedawczynię quesadillas, którą bez ironii porównuje do Szawła słyszącego głos w drodze do Damaszku. W tej książce są też paragwajscy aktywiści walczący, by język guarani „był żywy i nowym pokoleniom nie kojarzył się tylko z przeszłością”. Jest ostrzyciel noży, który z „dumą pokazuje dyplomy i medale za sukcesy w maratonach na całym świecie” i swoją fotografię ze słynnym Cassiusem Clayem. Autorowi ktoś wróży z papierosa, ktoś inny zapewnia interesujący i bezpieczny spacer po niebezpiecznej dzielnicy („Jak będziesz spacerował jak po supermarkecie, to z miejsca wzbudzisz podejrzenia ludzi, których podejrzeń wolałbyś nie budzić”); jeszcze ktoś inny namawia go do zjedzenia pewnej zupy, co nie kończy się dobrze.

Między tym poznawaniem ludzi i rozmawianiem z nimi płynie opowieść o medycynie andyjskiej, kwiatach posiadających duszę, wierzeniach karaibskich, angelitos i gauczach, figurkach wszczepianych pod skórę i ludowej pobożności stającej na drodze tej zinstytucjonalizowanej („Cudotwórcy święci są potrzebni, skądś wszak trzeba czerpać nadzieję – a realne osoby z krwi i kości wydają się bardziej przekonujące niż abstrakcyjne byty albo postaci sprzed wieków i często z dalekich stron”). A wszystko to z udziałem języka obrazowego („będziemy patrzeć, jak krew spływa po ostrzu”) i potocznego z użyciem takich słów i zwrotów, jak: „rejwach”, „świergotliwy harmider”, „pałaszuję”, „powiedli na kaźń”.

Tomasz Pindel od jednego ze swoich rozmówców słyszy, że to jednak cos znaczy, jeśli przed figurą mającą sto pięćdziesiąt lat stawało do tej pory tysiące ludzi przez te półtora wieku. Ale sama figurka nie załatwi niczego za nas, rozwiązanie kryje się przede wszystkim w nas samych. Wierzmy w to lub nie.

„Już w tej pierwszej postaci bez trudu odnaleźć można najważniejsze i typowe cechy świętych ludowych. Przede wszystkim gwałtowna śmierć w młodym wieku. W końcu jeśli Bóg zabiera młodego czy młodą, to znaczy, że byli mu z jakiegoś powodu bliscy. A cierpienie i agonia w mękach zamazują ewentualne winy i grzechy. Jeszcze jeden ważny czynnik: Carrizo należał do przegranych i poniósł śmierć z rąk zwycięzców – ludowa religijność bardzo często opiera się na poczuciu krzywdy i antyelitaryzmie. I, oczywiście, sprawa kluczowa: cuda. Nie ma mowy o świętości bez relacji o nadprzyrodzonych łaskach, jakie spadły na proszących”.

Rafał Kowalski © 2025

Tomasz Pindel, Śmierć i inni święci. Ameryka łacińska i jej wierzenia, Wydawnictwo W.A.B. 2025, ss. 352