Przed przyjazdem do Paryża pierwszą rzeczą, której pragnęli dotknąć, była „Żydowska narzeczona” Rembrandta, o której marzyli. Kiedy w końcu stanęli przed obrazem, byli dosłownie oczarowani. Była nawet tysiąc razy bardziej niezwykła, niż sobie wyobrażali. Kiedy nadszedł czas zamknięcia muzeum, ukryli się i całą noc leżeli na ziemi, marząc przed obliczem boskości „Narzeczonej”. Rankiem strażnicy zabrali ich na komisariat, a tam dobroduszny komisarz wypuścił tych trzech szaleńców, którzy nic nie rozumieli z zadawanych im pytań.

Trzej pozytywni szaleńcy w tej książce autorstwa Sylwia Zientek (wydanej przez Wydawnictwo AGORA) są niemal rówieśnikami, wywodzą się z żydowskich rodzin z Europy wschodniej, mają w sobie silną motywację, by zostać profesjonalnymi artystami. Razem z innymi – w potęgującej emocje stolicy Francji w pierwszej połowie ubiegłego wieku – będą tworzyć tak zwaną Szkołę Paryską: wspólnotę artystyczną skupiającą „osoby z różnych krajów, rozmaitego pochodzenia, o zróżnicowanym statusie majątkowym i społecznym”, których twórczość zyskuje „rozpoznawalność i uznanie w oczach krytyki oraz szerokiej publiczności”. Ecolé de Paris według Autorki stała się fenomenem na skalę światową.

Pozytywnie szalona w temacie sztuki musi być też Sylwia Zientek. Choćby dlatego, że chciało jej się okiełznać czynny wulkan o nazwie Szkoła Paryska. Dodatkowo nie w formie słownika biograficznego, lecz reporterskiej książki szanującej szczegóły; obecne są w niej na przykład „rozmyty przez krople wody las kominów wyrastających ze spadzistych dachów” widoczny za oknem, i pracownie paryskich artystów zwane Ulem, który wiosną – kiedy zakwitał głóg i jego kwiaty – wyglądał jak „biała chmura z otworami w postaci drzwi i okien”.

Ecolé de Paris to wulkan, ponieważ gorąco buzują w nim życiorysy artystek i artystów równie interesujące i barwne, jak ich dzieła. Amedeo Modiglianiego – którego jedna z kobiet nazwała wieprzem i perłą, raz odrażającym, innym razem uroczym – cechowało nadużywanie alkoholu i haszyszu, ale też „niezwykły dar widzenia w ludziach tego, co bolesne i trudne, dostrzegania w modelach esencji ich osobowości, tego elementu, który definiował danego człowieka”. Czyli dar poniekąd wyróżniający również twórczość Meli Muter; ona w swoich dziełach często przedstawiała ludzi boleśnie wykluczonych, ubogich i pokrzywdzonych. Skoro mowa o tej artystce, warto przypomnieć: Sylwia Zientek w swojej poprzedniej książce „Tylko one. Polska sztuka bez mężczyzn”, wydanej w 2024 roku, o mężu Meli Muter pisze, że próbował ją kontrolować, zamykać w domu; a jej matka po śmierci swojego syna „całkowicie przestała opiekować się swoimi pozostałymi dziećmi, w tym Melą”.

Wszechstronnie uzdolniona Sara Lipska – rzeźbiła, malowała, projektowała ubrania – zmagała się z antysemickimi artykułami prasowymi, reperkusjami rozwodu, bolesnym romansem ze swoim profesorem Xawerym Dunikowskim. Chaim Soutine, jeden ze wspomnianych szaleńców od „Żydowskiej narzeczonej”, choć osiągnął sukces i pieniądze, za najważniejszą w swoim życiu uważał sztukę. To z jej powodu jako kilkulatek został zamknięty przez swojego ojca w piwnicy pełnej szczurów, a lata później przestawał malować, dopiero kiedy „doprowadził się do skrajnego wyczerpania”.

Ta książka mieści też w sobie pełnię wiary w słuszność obranej drogi przez Dorę Biankę. Fascynację szachami zaprzyjaźnionych ze sobą Henryka Haydena i Samuela Becketta. Przebojowość pod każdym względem Kiki de Montparnasse. Mojżesza Kislinga z jego postrzelonymi płucami i wyjątkową relacją z Józefem Pankiewiczem. Również postacie drugoplanowe teoretycznie, bo przecież też ważne, jak czarnoskóra modelka Aïcha Goblet, sprytny policyjny komisarz-kolekcjoner Zamaron i szanowany restaurator Papa Libion.

Szkoła Paryska to także miejsca, wśród nich cyrk Medrano, „mekka wszystkich żyjących w dzielnicy artystów” restauracja La Rotonde, i Atelier Lazarski, gdzie projektowane i szyte były szczególne lalki. To również sytuacje mogące zmrozić krew w żyłach, jak wojenne losy bliskich Maurycego Mędrzyckiego i jego reakcja na to; czy też życiowa decyzja podjęta przez Jeanne Hébuterne – ukochaną Modiglianiego, i to, jak na nią zareagowała dzielnica Montparnasse z jej upadkami i blaskami. To także momenty mogące wzbudzić uśmiech i śmiech, jak taniec niewinności w wykonaniu Kislinga, Guillaume’a Apollinaire’a najbardziej surrealistyczne „cycki” świata, i awantura podczas pewnego wernisażu, w którą zaangażowani byli Modigliani i odkrywca jego talentu Leopold Zborowski.

Przede wszystkim jednak ta książka jest hołdem dla różnorodnej wspólnoty twórców („Żydzi, katolicy, ewangelicy, kobiety, mężczyźni, zamożni i ubodzy stworzą kosmopolityczną wspólnotę artystów”); dla tych, którzy wierzyli w swój talent i chcieli go rozwijać często wbrew opinii swoich najbliższych, artystycznym modom, brakowi pieniędzy, nacjonalizmom, dyskryminacjom, krzywdzącym stereotypom. Sprawiać, by „marzenie o niezależnej twórczości i życiu na własnych zasadach” miało szanse stać się realne.

W oparach chłodnej nocy (…) Chagall zatapia się w swój wewnętrzny świat, który ożywa najjaśniej w przywołanej przez pamięć scenerii dalekiego Witebska i żydowskiej społeczności, którą opuścił. Musiał porzucić rodzinny dom i przebyć prawie dla i pół tysiąca kilometrów, aby tu, w Paryżu, odnaleźć formę i poetykę hermetycznego świata swojego dzieciństwa i młodości. (…) Chagall nie korzysta z modeli, nie maluje tego, co widzi, czerpie po prostu ze swojej poetyckiej wyobraźni, a do tego wystarcza mu nikłe światło. Lampa naftowa przypomina mu rodzinny dom. Wyzwala w nim wizje, jest łącznikiem dwóch całkowicie odmiennych światów i ojczyzn malarza – Witebska i Paryża.

Rafał Kowalski © 2025

Sylwia Zientek, Blask Montparnasse’u. Artyski i artyści szkoły paryskiej, Wydawnictwo Agora 2025, ss. 448