Wśród teologicznych pojęć, które coraz częściej pojawiają się w publicznym dyskursie politycznym, „ordo caritatis” ostatnio zajmuje miejsce szczególne. W swojej pierwotnej formie to chrześcijańska zasada porządku miłości, wywodząca się z myśli św. Augustyna i rozwijana przez św. Tomasza z Akwinu. Jej istota sprowadza się do stwierdzenia, że miłość powinna być uporządkowana hierarchicznie – najpierw należy dbać o najbliższych, a dopiero potem o osoby dalsze, w tym obcych. Z pozoru brzmi to rozsądnie, jednak współczesna interpretacja tego konceptu coraz częściej staje się wygodnym narzędziem do usprawiedliwiania polityki zamknięcia, egoizmu społecznego i odrzucania solidarności.
Od teologii do polityki – droga pełna uproszczeń
Teologiczna idea ordo caritatis miała pierwotnie wymiar moralny i duchowy – była próbą uporządkowania relacji międzyludzkich według logiki miłości. Św. Tomasz z Akwinu nauczał, że w naturalny sposób człowiek powinien bardziej kochać swoich rodziców niż sąsiadów, a swoich współobywateli bardziej niż obcych. Nie oznaczało to jednak odmowy pomocy tym dalszym – wręcz przeciwnie, chrześcijaństwo zawsze podkreślało wartość miłosierdzia i solidarności.
Niestety, w XXI wieku ta zasada bywa wykorzystywana w cyniczny sposób – jako pretekst do promowania polityki antyimigranckiej i antyspołecznej. W wielu krajach europejskich i w Stanach Zjednoczonych ordo caritatis służy jako argument przeciwko przyjmowaniu uchodźców czy wspieraniu osób wykluczonych. Mówi się, że „najpierw musimy zadbać o swoich obywateli”, a potem, jeśli w ogóle, o innych. Problem w tym, że taka argumentacja rzadko prowadzi do realnej troski o najbliższych, a częściej staje się usprawiedliwieniem dla polityki odrzucania i obojętności.
„Najpierw nasi” – pułapka selektywnej troski
Politycy i publicyści, którzy powołują się na ordo caritatis, często stosują tę zasadę wybiórczo. Z jednej strony twierdzą, że państwo powinno najpierw zająć się swoimi obywatelami, a dopiero później – jeśli wystarczy środków – pomagać innym. Z drugiej strony, w rzeczywistości rzadko realizują skuteczną politykę społeczną, która wspierałaby najbardziej potrzebujących w ich własnym kraju. W efekcie zarówno imigranci, jak i ubodzy obywatele pozostają poza kręgiem troski.
Paradoksalnie, w krajach o silnych tradycjach chrześcijańskich to właśnie Kościoły i organizacje religijne często wzywają do solidarności i otwartości na potrzebujących, niezależnie od ich pochodzenia. Papież Franciszek wielokrotnie podkreślał, że chrześcijańska miłość nie może być ograniczona wyłącznie do „swoich”, bo wtedy staje się wyrachowaną kalkulacją, a nie autentycznym miłosierdziem.
Czy ordo caritatis może być interpretowane inaczej?
Czy istnieje sposób, by zreinterpretować ordo caritatis tak, aby uniknąć jego politycznych nadużyć? Można argumentować, że prawdziwa miłość uporządkowana nie polega na wykluczaniu innych, ale na tworzeniu hierarchii, w której każdy znajduje swoje miejsce. Troska o rodzinę i naród nie musi oznaczać zamykania się na świat – wręcz przeciwnie, może prowadzić do budowania silnej wspólnoty, która potrafi dzielić się dobrem także z innymi.
Współczesna polityka powinna czerpać z ordo caritatis nie jako pretekstu do odrzucania, ale jako inspiracji do realnej troski o wszystkich, zgodnie z prawdziwym duchem chrześcijańskiej miłości. Bo jeśli miłość ma być naprawdę uporządkowana, to musi obejmować każdego człowieka – nie tylko tych, których uznajemy za „swoich”.
Robert Majewski © 2025
Grafika: Sztuczna inteligencja (AI)
