Nie czuje do X nienawiści ani go nie kocha – za to kocha, jak on na nią patrzy i co to spojrzenie z nią w konsekwencji robi. Leży naga w jego łóżku, w mieszkaniu, które jest jego domem, a on spogląda na nią z taką radością w oczach, z taką przyjemnością i pożądaniem (…) Co ze mnie za kobieta, skoro tak łatwo mi przychodzi taka niewierność, taka zdrada? (…) Odpowiedź brzmi najwyraźniej: jesteś kobietą prostolinijną. Wiesz (nareszcie!), czego chcesz. Bierzesz to, co chcesz, i jesteś zadowolona. Chcesz tego, chcesz, ale kiedy to dostajesz, odczuwasz satysfakcję. Nie jesteś zatem nienasycona, nie jesteś kobietą nienasyconą.
Osiem opowiadań autorstwa Johna Maxwella Coetzeego zebranych zostało w jeden tom (wydanego przez Wydawnictwo Znak, w tłumaczeniu Agi Zano). Choć najstarsze z nich datowane jest na 2003 rok, a najmłodsze dwadzieścia lat później, niekiedy łączą je nie tylko ci sami bohaterowie; również towarzyszące im emocje, przemyślenia. Najważniejsze, że niemal wszystko jest tu niejednoznaczne, jakby w myśl zdania z tej książki: „Czym byłoby życie, gdyby nie istniało nic poza awersem i rewersem, nic pomiędzy?”.
Można tego doświadczyć choćby wtedy, kiedy pojawiają się zwierzęta. Jak pies poza kontrolą swych właścicieli, któremu z „żółtych ślepi” bije ku bohaterce „najczystsza możliwa nienawiść”; najwyraźniej próbuje ją zdominować jako samicę… Koziołkowi nieznajoma chce zadać serię pytań; na przykład, co sobie myślał, kiedy pewnego ranka jego właściciel niósł go na targowisko… Pisklęta skazane na śmierć, o których inna bohaterka napisała – dzięki temu istnieją przynajmniej w jej słowach („Dlatego o nich pisałam i dlatego chciałam, żebyś o nich przeczytał”)… Jeszcze inny pies rodzaju żeńskiego, nie rozumie, czym jest nadzieja, mimo to żyje w nadziei („Nadzieja stała się medium jej istnienia, dążeń każdej żywej komórki ciała, by trwać”)… O zwierzętach czyta się tu jak o ludziach.
Co do tych ostatnich, Noblista też nie kreuje postaci jednowymiarowych. Jest kobieta, która nie chce być porównywana do żadnej książkowej bohaterki; to, co przeżywa w relacji z mężem i innym mężczyzną jest tylko jej („Ona po prostu w czasie wolnym na godzinę albo dwie, tworzy sobie okienko, w którym nie jest mężatką, tylko po prostu sobą”). Nie wydaje jej się również, by istniała jednoznaczna odpowiedź, co znaczy być kobietą zamężną.
Może czasem chodzi o to, by ktoś w ważnej chwili potrzymał za rękę. Albo spojrzał „tak jak się patrzy na kobietę. Tylko tyle. Samo spojrzenie. Nic poza tym”. Zwłaszcza kiedy coraz bardziej odczuwa się upływający czas. Dlatego niektóre postacie w „Nadziei” chcą robić w swoim życiu coś sensownego, nawet jeśli narażają się na co najmniej zdziwienie swoich bliskich. Spełnienie własnych pragnień („To w pełni rozumna istota. Co w tym nierozsądnego, bardzo czegoś pragnąć i powziąć konieczne kroki, by to osiągnąć?”), chęć otoczenia kogoś opieką, czy chodzi o zwierzę, czy o człowieka („Tu chodzi też o to, by on poczuł, że ktoś mu zaufał, bo coś takiego nigdy wcześniej go nie spotkało”)… Może to też forma ucieczki przed zapomnieniem, na dodatek na swoich warunkach. Starać się nie być osobą, co dawniej się śmiała, a teraz tylko płacze.
W tej książce jest też o śmierci, przewrotnie – dobrej, bo dziejącej się gdzieś daleko. Również o nadziei zobaczenia przez teleskop Boga, który „nie ma żadnych wymiarów. I się ukrywa”. O pięknie, czy jest jedynie czymś konsumowanym jak wino, czy daje moc zmiany życia innych. Także o mózgu, nostalgii, wywabianiu twarzy z człowieka.
Warto też dodać, że książkę tę z wyczuciem literackim, z jakiego jest znana, przetłumaczyła Aga Zano – tym razem widać to w przykładowo w takich słowach i zwrotach, jak: „ze swojej gawry w Bernie”, „że się zżymasz na świat”, „No, ale w życiu nie zawsze dostajemy to, na cośmy zasłużyli”. Natomiast w zdaniu wypowiadanym przez jedną z bohaterek – „Taki mam kłopot z większością rzeczy, jakimi ostatnimi czasy piszę. Wychodzę od jednej myśli, a kończę na zupełnie odmiennej” – do osób czytających być może macha sam John Maxwell Coetzee. Prawda to, czy nie, w każdym razie on też nie daje o sobie zapomnieć. I dobrze.
No więc tak, jest nadzieja, ale nie dla mnie. To z Kafki. Jedno z jego powiedzeń. Paradoksów. Napisał to jako żart, miał do tego rękę jak magik, Wyciągał takie rzeczy jak króliki z kapelusza. No, tyle że miał rację – co do siebie, owszem, ale też co do ciebie i do mnie. Co do nas wszystkich. Nadzieja jest, tyle że dla nas. Jeśli nadejdzie zbawienie, to nas zaskoczy. (…) Bo pod całą tą gadką o ostatnich ustaleniach słyszy coś innego, błaganie: „Ratuj mnie! Uratuj mnie, synu!”. Błaganie ukryte za gęstą mgłą, by podtrzymać fikcję, wedle której oboje są racjonalnymi ludźmi, ustalającymi po prostu plany na przyszłość.
Rafał Kowalski © 2025
John Maxwell Coetzee, Nadzieja, przekład Aga Zano, Wydawnictwo Znak, Kraków 2025, ss. 176
