Echo wystrzału wciąż niesie się po klatce. Wyobrażam sobie, że Maria słyszy, jak otwierają się drzwi mieszkań sąsiadów, ktoś biegnie po schodach, jakaś kobieta krzyczy: „Och Gott! Um Gottes willen!”. Poetka wstaje z podłogi w swoim mieszkaniu i uchyla drzwi. Maksymilian Gumplowicz w kałuży krwi leży na posadzce z pistoletem w ręku. Jeden z sąsiadów pochyla się nad nim i woła: „Żyje! Wezwijcie pogotowie!”. Na kuchni przypala się kapusta w garnku.
Magda Grzebalkowska w tej książce (wydanej przez Wydawnictwo Znak) wyraża wdzięczność prof. Monice Rudaś-Grodzkiej – że o Marii Konopnickiej rozmawiała z nią tak, jakby „poetka była żywą osobą, a nie figurą na pomniku, co było bardzo ożywcze”. I takie są „Dezorientacje…”: Pan Balcer, krasnoludki, Mendel Gdański… Przede wszystkim jednak utalentowana kobieta sama wychowująca swoje dzieci. Zmagająca się z chorobami, brakiem pieniędzy, cenzurą, hipokryzją otoczenia, nieudacznym mężem. Uciekająca przed samotnością w pracę i podróże (nawet jeśli nie podobało jej się wiele odwiedzanych miejsc). Mająca swoje humory, nie zawsze sprawiedliwa nawet dla własnych dzieci (vide Laura Konopnicka). Chcąca pomagać innym za pomocą słowa pisanego i petycji, odwiedzin w więzieniach i szpitalach, sąsiedzkiego wsparcia.
O Marii Konopnickiej wiadomo wiele. Wtedy najlepiej, by znaleźć „perełkę”, o której mało kto ma pojęcie. Albo nikt. Autorce to się udaje; by nie psuć satysfakcji z lektury, można napisać, że chodzi na przykład o pewne listy.
Kolejna rzecz: świetnie, jeśli – nawet za cenę własnych łez i krzyku rozpaczy – można zrezygnować z pewnych wątków na rzecz najciekawszych i najważniejszych. Nie wiem, co wycięła Autorka (pisze, że tak się stało, do czego przekonał/zmusił ją redaktor Daniel Lis) – w każdym razie znalazła miejsce dla Henryka Sienkiewicza (zwłaszcza jego skrajności w podejściu do Konopnickiej) i szesnastu latarń rewerberowych oświetlających ulice Suwałk; Elizy Orzeszkowej i czterech główek kapusty kosztujących jedną kopiejkę; dla Stanisława Przybyszewskiego, tacy z frażetowskim obrzeżem, ciepłomierza wskazującego 1,2 stopnia w skali Réaumura o trzeciej nad ranem.
I jeszcze dobrze, jeśli zebranej wiedzy uda się nadać taki kształt, by od książki nie można się było oderwać. Magda Grzebalkowska przyznaje przy konkretnym wątku, że miała gęsią skórkę. Ja dreszcze miałem na przykład przy tym, jak opowiedziała o Helenie Konopnickiej, córce poetki. Jej wyczyny i reakcje matki to jedno; świetny wydaje się zabieg Reporterki, by wcielić się w Helenę i napisać list do mamy – jakby Autorka chciała dostrzec w Helenie nie tylko chorobę, ale też potrzebę kochania i bycia kochaną przez swoją rodzicielkę.
Czegoś w stylu „Ależ to jest napisane” mógłbym też użyć przy wątku Maksymiliana Gumplowicza i jego rodziny, papieża Leona XIII i w ogóle Kościoła („Bo tu się Bogiem człowiek czyni (…) Może się za nami ujmie Chrystus na przydrożnym krzyżu – ale ten papież się za nami nie ujmie. On ma potrzeby dyplomatyczne, on nas sprzeda”), rollercoastera z Sienkiewiczem, i przy Marii Dulębiance: malarce, partnerce poetki, wygląda na to – synonimie określenia „prawdziwa przyjaciółka”. Może nawet ktoś więcej.
Wszystko to nie dzieje się w późni. Jeśli Autorka pisze o jakimś utworze Konopnickiej, uzasadnia jego genezę – czy mowa o poemacie „Pan Balcer w Brazylii”, czy o nowelce „Żydóweczka”. Szaleje cenzura carska (choć Autorka nawet tu błyska poczuciem humoru). Mężowie prawnie mają znacznie więcej do powiedzenia od swoich żon. W salonach trwają dyskusje, biedni umierają w skrajnej nędzy, popularne są poradniki życiowe, jak ten Klementyny Hofmanowej. W gazetach toczą się rozmaite polemiki, krążą listy (takich gazet i listów Autorka naczytała się, że hej), wybuchają powstania i rewolucje.
W tej książce czas płynie, wiele się zmienia, jak moda – tiurniury zastępują krynoliny, które potem wyprze coś innego… To, co niezmienne: Magda Grzebalkowska znów popełniła coś z klasą, bynajmniej nie szkolną. Egzemplarz „Dezorientacji…” może teraz wziąć w swoje dłonie i postawić na wysokiej półce. Tam, gdzie są już jej biografie Krzysztofa Komedy oraz Zdzisława i Tomasza Beksińskich. Po czym uśmiechnąć się z uczuciem dużej satysfakcji.
Szymczakowa chowa ospowatą twarz w fałdy spódnicy poetki. Jest dzieciobójczynią. (…) Konopnicka, która już od roku odwiedza więzienie dla kobiet, też nie nawiązała z nią kontaktu. Aż do dzisiaj. (…) W kieszeni sukni Maria trzyma notes i ołówek. Opisze potem te spotkania w nowelach, dla odróżnienia od fikcji nazwie je „obrazkami”. Ma zmysł reporterski, jest uważna na szczegół. Ironiczna, zdystansowana, widzi rzeczy, których naczelnik więzienia nie chciałby pokazać. Ma wrodzoną umiejętność rozmawiania z uwięzionymi kobietami.
Rafał Kowalski © 2024
Magdalena Grzebałkowska, Dezorientacje. Biografia Marii Konopnickiej, Wydawnictwo Znak, Kraków 2024, ss. 512
