Polski patriota Löwenstein (…) przekazywał przyszłym pokoleniom obywateli Rzeczpospolitej swoje przesłanie. (…) „kiedy przyjdzie może niedaleki kres moich dni, wierzcie mi, że złożą do grobu zwłoki dobrego Polaka, który całym żarem serca i duszy ukochał swoją ziemię i swój naród, który w latach młodzieńczych śnił o Polsce wolnej i niepodległej. O Polsce tak wielkiej, wspaniałej i kwitnącej, by mogła zasiąść w chwale i poszanowaniu w zespole kulturalnych narodów. (…) Polską bohaterów, którzy walczyli i ginęli na polach bitew wszystkich krajów, za wolność i sprawiedliwość. I dlatego sprawiedliwość powinna być fundamentem Polski i jej najwyższym szczytem”.

Grzegorz Gauden zanurza się w sprawę oskarżenia żydowskiego studenta Stanisława Steigera o zamach na polskiego prezydenta Stanisława Wojciechowskiego we Lwowie w 1924 roku. W jej odmętach widzi spisek urojony i prawdziwy, sceny groteskowe i rodzicielską rozpacz, postawy haniebne i zasługujące na najwyższy szacunek. Po wypłynięciu na powierzchnię pisze książkę (pod redakcją Waldemar Kumór, wydaną przez Wydawnictwo AGORA), która waży znacznie więcej niż wskazuje wynik położenia jej na wadze. Ciężarem swojej zawartości, mniemam, osoby czytające motywować ma do mierzenia się ze swoimi demonami.

Podczas lektury sporo czasu spędza się w sali sądowej okresu międzywojnia. Nuda to jednak ostatnie słowo, o którym można tu pomyśleć. Dynamicznie zabawne i straszne są bowiem opisywane sytuacje z udziałem niektórych świadkiń i świadków, koronnych dowodów (szczególnie pewnych listów Ukraińskiej Wojskowej Organizacji), pojedynków adwokatów z oskarżycielami przy niemałym udziale sędziego. To obraz zderzenia obywatela z „rutynowaną machiną śledczą” – przeświadczonego, że „jeśli służby państwa działają zgodnie z prawem, to człowiek niewinny nie zostanie skazany”.

Tutaj dochodzi do zderzenia się nie tylko z tą machiną.

Rzecz dzieje się nawet nie dekadę po odzyskaniu przez Polskę niepodległości w 1918 roku. W kraju, który – jak pisze Autor – otwarcie demonstruje swoją „wyższość w stosunku do mniejszości narodowych, w tym narodów słowiańskich, które znalazły się w granicach odrodzonej RP, a także jawny antysemityzm obecny w mniejszym czy większym stopniu”. Podaje przykłady liczne, konkretne i bolesne. Dodaje, że wrogością na przykład do Żydów kierowali się „polscy prawnicy w sądach, prokuraturze i policji, polscy uczeni na uniwersytetach i wyższych uczelniach oraz polscy nauczyciele szkół”; również duchowni i dziennikarze.

Innymi słowy: ludzie mający wpływ na wielu innych, nierzadko mniej wykształconych, dla których często są autorytetami, przewodnikami życiowymi. W imię swoich fobii i prywatnych interesów gotowi upadlać nawet prawdziwych bohaterów – odznaczanych Krzyżem Walecznych (Henryk Barwiński), otrzymujących państwowe podziękowania za wspieranie Skarbu Państwa (Maks Glasermann), szanowanych za działania na rzecz polskich jeńców (Ignacy Kornhaber).

W takich okolicznościach można się domyślać skali odwagi na przykład obrońców Stanisława Steigera. W ogóle osób, które miały inne zdanie niż choćby redaktor naczelny „Gazety Codziennej” Feliks Thumen, komisarz lwowskiej policji Leon Kajdan, sędzia Jan Franke… Przeciwwagą dla nich są takie postacie, jak Władysław Mayer – Autor stawia go za wzór dla polskich prawników. Również adwokat Michał Ringel, dla którego patriotyzm nie jest synonimem szkodliwego nacjonalizmu, lecz „rośliną, która do rozwoju dużo potrzebuje ciepła i gleby niezasianej kamieniami nienawiści ani chwastami oszczerstwa”… Na kilkuset stronach trwa życiowy pojedynek pojedynczych osobowości, haseł „Żydzi chcieli zabić Prezydenta!” i „Uważam za zasadniczy obowiązek obywatelski stwierdzić, że obywatel Rzeczypospolitej Polskiej nie jest tutaj gościem!”… Dochodzenia do prawdy, co znaczy być Polakiem, człowiekiem prawym.

Grzegorzowi Gaudenowi żartobliwie można zazdrościć, że podczas swoich poszukiwań znajdował kolejne pasjonujące historie (choćby tę: reporter Melchior Wańkowicz spotyka z ukraińskiego nacjonalistę Teofila Olszańskiego) i postacie, na przykład policjanta Józefa Muraszkę i fotografa Marka Münza – i pewnie z bólem serca niektórych tematów bardziej nie rozwijał, bo ta książka mogłaby się zmienić w kilkutomowe dzieło (w sumie czemu nie?…). Można mu też współczuć natykania się na coś, na co nie znalazł jeszcze odpowiedzi, jak wątek ówcześnie kręconego filmu o sprawie Steigera.

Za to poważnie warto wyrazić uznanie, że – z użyciem interesujących słów i zwrotów (trącił galanterią, możebnie, nie zdzierżył, wściubia się, zachowanie zupełnie korekt), szczegółów (za wejściówkę na proces Stanisława Steigera na czarnym rynku płacono 100 ówczesnych zł: „Równowartość 85 kg cukru, towaru w tym czasie luksusowego. Albo 25 dniówek lwowskiego robotnika budowlanego”), fotografii i rysunków, śmiechu sądowej publiczności i ojcowskich łez Chaskiela Steigera – odkrywa na nowo rzecz interesującą i ważną; o tym, co wydarzyło się sto lat temu w ówczesnej Polsce, co dużo mówi o Polsce obecnej. Czyli również o nas.

Nie wiemy, co leżało na biurku sędziego śledczego Rutki. Wiemy na pewno, co kryło wnętrze. W jego górnej części, w szufladzie pod blatem, spoczywała polska księga objawień żydożerczych – >>Dusza żydowska w zwierciadle Talmudu<< Andrzeja Niemojewskiego. (…) Niemojewski w młodości zapowiadał się na niezłego poetę. Był prozaikiem i publicystą. Zaczynał jako socjalista przejęty losem robotników, a skończył jako skrajny nacjonalista i antysemita.

P.S. Książkę tę kupiłem we Wrzenie świata – warto wspierać księgarnie kameralne.

Rafał Kowalski © 2024

Grzegorz Gauden, Polska sprawa Dreyfusa. Kto próbował zabić prezydenta, Wydawnictwo Agora, Warszawa 2024, s. 160