Po jednym z treningów futboliści przeoczyli dziurę po słupku od bramki – nie zasypali jej po prostu. Następnego dnia podczas prezentacji kompanii piechoty koń oficera, przed którym prezentował się oddział, wpadł jedną nogą do dziury i zrzucił jeźdźca. Wypadek odbił się szerokim echem wśród całego pułku i był powodem, dla którego podczas kolejnego treningu FB Danzig Roberta Sandera, akurat pełniącego funkcję organizatora, doprowadzono pod strażą na najbliższy posterunek wojskowy w Bramie Oliwskiej.
Jan Daniluk, znany jako Jan Daniluk – Historyk i Doktor Jan – doktor historii, pasjonat, badacz dziejów Gdańska i Sopotu w XIX-XX wieku, znawca historii z okresu międzywojennego i II wojny światowej – znów siada za sterami wehikułu czasu (dwa lata po premierze swej książki „Dwudziestolecie pomiędzy. Miniatury o Wolnym Mieście Gdańsku (1920-1939)”). Tym razem chce udowodnić, że dużo interesującego i ważnego działo się w „jego” mieście (i jednym z moich ulubionych) w okresie wilhelmińskim. Kiedy, jak pisze, wykształca się miasto nowoczesne.
Dla przypomnienia: w swojej poprzedniej książce przedstawia na przykład Annę Tuschinski, zwaną Mateczką Esperanto, i Almę Richter – jedną z „najbardziej charyzmatycznych i rozpoznawalnych kobiet międzywojennego Gdańska”, zaangażowaną w wiele organizacji kobiecych. Kusi odwiedzinami w Wielkiej Zbrojowni, choćby w tamtejszej restauracji z automatami (rzecz jasna bez namawiania do hazardu). Pokazuje jeżdżącą po mieście popularną taksówkę marki Chevrolet, i bobsleje sunące po torze saneczkowym w Jaśkowej Dolinie. Dzięki niemu po zwierzyńcu w Dolinie Radości znów przechadzają się jelenie, dziki, wilki i bizony.
W swoim najnowszym dziele (obie książki wydało Wydawnictwo Marpress) idzie podobnym tropem. Znów pamięta o kobietach, kiedy pisze o ich rosnącej świadomości emancypacji. Pierwsze urzędniczki, studentki… Także członkinie Damen-Radfahr-Verein „Violetta” Danzig (Kobiece Towarzystwo Rowerowe „Wioletta” w Gdańsku) – jak sugeruje Doktor Jan, wszystko wskazuje, że „był to w ogóle pierwszy samodzielny klub sportowy w dziejach Gdańska przeznaczony tylko dla kobiet”.
Małżonka generała von Mackensensa rozbiciem kolby laboratoryjnej wypełnionej alkoholem chrzci balon Danzig, który ma wzbić się w swój dziewiczy lot (przy tej okazji Autor wspomina wizytę w Gdańsku Elisy Garnerin, słynnej pionierki lotów balonowych i pokazów lotniczych). Natomiast willę należącą do Rudolfa Patschego, znanego przedsiębiorcy również w branży alkoholowej, odwiedzają żony gdańszczan – by płakać nad losem swoich mężów i partnerów, którzy stracili „lwią część tygodniówki na produkty” wyskokowe tworzone przez firmę pana Rudolfa; dlatego jego dom określa się mianem: „willa łez”.
Jeśli chodzi o mężczyzn, w tej książce, prócz wspomnianego pana Patschego, poznać można również Paula Roehra, jednego z członków Gdańskiego Towarzystwa Pływackiego, który „w ciągu trzech godzin pokonał wpław dystans między molami w Sopocie i Brzeźnie, wynoszący około 5,5 kilometra”. Profesora Johanna Schütte, ponoć najsłynniejszego naukowca w dziedzinie techniki lotniczej, który pracował kiedykolwiek w Gdańsku. Jest również sam cesarz Wilhelm II Hohenzollern (wielokrotnie odwiedzający Gdańsk, przez co miasto bywało przepełnione i rozgorączkowane), jego syn-bon vivant, i Albert Carsten, główny projektant budynków kampusu Politechniki Gdańskiej, który w przyszłości „zapłaci” za swoje żydowskie pochodzenie.
Właśnie powstanie Politechniki, pierwszej wyższej uczelni z prawdziwego zdarzenia w mieście nad Motławą, jest uważane za jeden z dowodów na jego rozwój w okresie wilhelmińskim. Wtedy też powstaje pierwsza elektrownia miejska. Miasto przestaje się dusić przez miejskie fortyfikacje, wytyczone zostają nieistniejące dotychczas drogi i linie kolejowe. Pojawiają się pierwsze tramwaje elektryczne, samochody, sterowce; również szkoły, kina, różnego rodzaju kluby i towarzystwa…
Doktor Jan o tym wszystkim pisze z poparciem dat, liczb, fotografii, map i własnej precyzji, kiedy podaje na przykład, że „pociąg z oficjelami spóźnił się 19 minut, na stację przybył dokładnie o godz. 17:41”. Weryfikuje pewne sprawy, jak datę założenia pierwszego w historii Gdańska klubu piłkarskiego; ale też nie robi z siebie omnibusa, kiedy twierdzi, że dla niego wciąż pozostaje zagadką, co stało się z balonem Danzig. Pobudza wyobraźnię, kiedy ujawnia, że w obecnej siedzibie Teatru Miniatura działała Café Witzke: restauracja „dysponująca przestronnymi wnętrzami, a także stołami bilardowymi i torem do gry w kręgle”, ulubione miejsce znanego gdańskiego celebryty Wilhelma, wspomnianego syna cesarza Wilhelma II Hohenzollerna. I chyba lepiej nie czytać jego książki głodną/głodnym ze względu na wątek gdańskiego łososia.
Jan Daniluk, jak zapowiada, szykuje trzecią część swoich gdańskich „Miniatur…”; tym razem poświęcone będą okresowi 1914-1920. Jeśli oczywiście jego żona i dzieci nie uznają, że może już wystarczy tego ciągłego siedzenia w starych gazetach, archiwach, bibliotekach, książkach i przed komputerem. Choć wtedy z myślą o Czytelniczkach i Czytelnikach jego gdańskich książek trzeba będzie zawrzeć jakiś kompromis.
W niektórych kinach – wzorem teatrów – ceny różnicowano względem miejsca na trzy klasy, co zresztą miło uzasadnienie, wszak seanse odbywały się przy akompaniamencie granym na żywo, a układ wnętrz i wystrój pierwszych kin nie odbiegał od teatrów. (…) Treść filmów nie była skomplikowana. Pokazano poruszającą się tancerkę ze wstążką gimnastyczną, sceny z paryskiej ulicy z uchwyconymi kamerą obrazami przechodniów, dorożek, rowerzystów i wozów, ponadto pojedynek dwóch szermierzy, którego finał wzbudzał każdorazowo szczególnie duży aplauz, oraz scenę z wioślarzami na jednej z rzek.
Rafał Kowalski © 2024
Jan Daniluk, Narodziny miasta. Miniatury o wilhelmińskim Gdańsku (1891-1914), Wydawnictwo Marpress, Gdańsk 2024, s. 216
