Można by powiedzieć, że Polska to jego nieodwzajemniona miłość. Ma z nią iście przemocową relację. Jej cios rani go najbardziej, ale przy każdym kolejnym uderzeniu on nadal ją tłumaczy. Jad i wyzwiska to nie Polska, lecz wściekła zwariowana baba. Kamienie lecące w jego stronę to nie Polska, lecz bezmyślne wyrostki. Wiele czasu minie, zanim w końcu zada sobie pytania: czy „Żydzi w ogóle się w Polsce mieszczą?”; „Czy Polska to jest Mickiewicz i Słowacki, czy też ten ulicznik” rzucający kamieniami? Nie będzie umiał na nie odpowiedzieć. Zapisze: „Prawda leży pośrodku”.

Jedni mają do niego pretensje, że przed swoją śmiercią nie wezwał ludzi do walki. Według innych nie miałoby to sensu, a w jego odejściu z tego świata widzą akt oporu… Patrycja Dołowy, wygląda na to, w swojej najnowszej książce (wydanej przez Wydawnictwo Filtry) nie chce robić z Adama Czerniakowa bohatera i zdrajcy – wydaje się przede wszystkim kierować zdaniem ze swojego dzieła, że bez opowieści nie istniejemy, po prostu nas nie ma.

Tytułowa postać znana jest głównie z przewodniczenia warszawskiemu Judenratowi (żydowskiej radzie powołanej przez Niemców do administrowania „swoją” społecznością i wykonywania okupacyjnych nakazów) w latach 1939-1942. Autorka jednak reporterską lupę przykłada nie tylko do tego etapu jego życia. Ma świadomość, że nawet tak zwana zwykła, codzienna sytuacja może mieć znaczenie – jak incydent z żabą w dzieciństwie Adama, kiedy postanawia dać się pobić wyrostkom, by wyrwać im męczonego przez nich płaza.

Dla Patrycji Dołowy ważne jest również, by w Czerniakowie widzieć polskiego patriotę i osobę głęboko zakorzenioną w tożsamości żydowskiej; podkreślenie: oddychał tymi dwoma płucami, nie jednym z nich. I że warto mieć świadomość, że krytykowanie wojennych wyborów Czerniakowa u niektórych osób – pisze o ich wierze, że Czerniaków mógł więcej, a skoro mógł i nie robił, to znaczy, że nie chciał – mogło brać się z niemożności radzenia sobie z „potwornym bólem, pustką i rozpaczą”; bezskutecznym szukaniem racjonalnej odpowiedzi na pytanie, jak było możliwe to, co się stało.

Wtedy łatwiej o znalezienie kozła ofiarnego, bez świadomości, że pewne sytuacje i wybory mają więcej odcieni niż czerń i biel… Pewnie dlatego twórczyni „Pękniętego lustra…” pisze: „Czułam, że to, co po nim zostało, nadal przepełnione jest samotnością, która była jego doświadczeniem w getcie i w momencie śmierci. Chciałam dać mu głos, zwrócić się do niego bez oceniania. Przyjrzeć mu się z bliska, towarzyszyć”.

Towarzyszy i snuje wspomniane opowieści, by je ocalić. Nie tylko o samym Adamie Czerniakowie. Również o Janku, synu Adama i Felicji, o którego losach żona Janka nie miała odwagi opowiedzieć jego matce. O mrówkach – Czerniakowowi wymownie opowiedział o nich zastępca komisarza getta Franz Grassler. O Sabinie, matce maleńkiego dziecka, która w getcie poszła kupić marchew i skradziono jej portfel. O losach dziennika Czerniakowa („Osiem zapisanych zeszytów oprawionych w czarną ceratę. 1056 kartek”). O Heinzu Auerwaldzie, kulturalnym i oczytanym karierowiczu i kłamcy. O gettowych ogródkach dla dzieci, kawałku dzieciństwa podarowanego najmłodszym, co zostało określone słowami: „I zakwitły fiołki na asfalcie”. O zdaniu Charlesa Dickensa, że „zegarka łzami nie nakręcisz”. O decyzji, żeby nie uciekać, zostać, by usłyszeć rozkaz przygotowania w ciągu doby transportu najmłodszych do Treblinki („Żądają ode mnie, był własnymi rękami zabijał dzieci mego narodu”). O znaczeniu muzyki granej w getcie („Nie wyobrażają sobie, że mogliby zrezygnować z tego, jak pisał Ludwik Hirszfeld, >>wieczystego piękna<<”). O słowach Janusza Korczaka po śmierci Czerniakowa: „Bóg Ci powierzył godność Twego narodu, i Bogu Ty godność tę przekazujesz”…

Przez całą książkę przewija się również motyw lustra, przed którym Autorka stawia swojego głównego bohatera („Znów lustro. Broda – golenie, policzki – płyn, łysa czaszka – pomada. Oczy. Zaglądasz. Jeszcze poznajesz. (…) Z zaglądaniem w lustro zawsze jest problem. Patrząc w głąb siebie, można czasem spotkać coś, czego bardzo się nie chce”). Ale w zwierciadle przegląda się również ona. Widzi w nim nie tylko siebie, ale też swojego dziadka, który był tak prawy, że „trzymając się swoich zasad, potrafił czasem zaszkodzić – i sprawie, i ludziom”. Dostrzega swoje rozmowy prowadzone przy ciastkach. I własny strach z 7 października 2023 roku; strach przed „porzuceniem przez swoich”, byciem samą „ze swoimi emocjami i bólem”.

Bo to też książka o niej i o nas.

Muzyka jest (…) upchnięta w getcie razem z jej wykonawcami. Podobnie jak oni zmieniona, inna, ale wciąż żywa, wymykająca się ramom, w których została uwięziona. Głodujący muzycy i śpiewacy operowi rozstawiają się na co dzień dosłownie na każdym rogu. Podwórka – amfiteatry getta, jak piszą dziennikarze – zajmują uliczne zespoły. (…) I wtedy daje się posłyszeć fortepian. Po chwili goście w granych przez muzyka dźwiękach rozpoznają „Mazurka Dąbrowskiego”. Zastygają. Z szacunku i ze wzruszenia. Nie ze strachu – choć przecież za tę pieśń i artysta, i prezes, i większość obecnych mogła zostać zesłana do obozu koncentracyjnego.

P.S. Patrycja Dołowy będzie gościnią Muzeum Żydów Mazowieckich w Płocku; spotkanie z nią poprowadzę tam w październiku br. Już teraz zapraszam.

Rafał Kowalski © 2024

Patrycja Dołowy, Pęknięte lustro. Próba portretu Adama Czerniakowa, Wydawnictwo Filtry, Warszawa 2024, s. 304