Francis Poulenc: Litanie do la Vierge noire. Notre Dame de Roc-Amadour, Stabat Mater; Clément Janequin: O doulx, o parler gratieuz
Marianne Croux, Louis-Noel Bestion de Camboulas, Ensemble Aedes, Les Siècles, Mathieu Romano – direction
Aparté Music, Little Tribeca 2024, AP323, TT: 41’23”

Istnieje wiele znakomitych nagrań Stabat Mater Francisa Poulenca. Ja lubię wracać do albumu Bostończyków pod Seiji Ozawą. Od tego roku będę też sięgał po tę płytę. Chór Ensemble Aedes i orkiestra Les Siècles pod dyrekcją Mathieu Romano nagrali nie tylko bardzo dobrą interpretację, ale i swoisty album koncepcyjny, który de facto jest nabożeństwem do Matki Bożej. Stabat Mater poprzedza Litania do Czarnej Madonny. Matki Bożej z Roc-Amadour Poulenca i O doulx, o parler gratieuz Clémenta Janequina.
Na pierwszy rzut oka (a właściwie ucha) krótki utwór Janequina nie ma żadnego związku z dwoma utworami Poulenca. Jest to bowiem pieśń świecka, napisana prawdopodobnie w latach dwudziestych lub trzydziestych XVI wieku. Tekst mówi o dworskiej miłości. Jednakże Mathieu Romano uzasadnia jego włączenie dwoma względami. Po pierwsze, zwraca uwagę, że Poulenc wysoko cenił muzykę Janequina. Po drugie, Romano spekuluje, że tekst ten może mieć podwójne znaczenie: „może odnosić zarówno do miłości mężczyzny do kobiety, jak i do miłości człowieka do Dziewicy Maryi jako ikony, ale także jako istoty ludzkiej”. To argument spekulacyjny, ale w pełni racjonalny. Tak czy owak, kompozycja dobrze wpasowuje się pomiędzy dwa dzieła maryjne Poulenca. Artystycznie O doulx, o parler gratieuz to muzyczna perła, znakomicie oszlifowana przez śpiewaków z Ensemble Aedes.
Między oboma dziełami Poulenca istnieją wyraźne powiązania. Oba powstały w odpowiedzi na nagłą śmierć przyjaciół kompozytora. Nicolas Southon przypomina w eseju zamieszczonym w książeczce, że Poulenc na wiele lat odszedł od wiary katolickiej. Wrócił do niej w 1936 roku po śmierci swojego przyjaciel i kolegi kompozytor Pierre’a-Octave’a Ferrouda, który zginął w wypadku drogowym. W ciągu kilku dni Poulenc odwiedził miasto Rocamadour i mieszczące się tam sanktuarium Czarnej Madonny. Jeszcze tego samego wieczoru rozpoczął pracę nad Litanią, kończąc partyturę w ciągu tygodnia. Utwór przeznaczony jest na trzygłosowy chór żeński i organy. Ciekawostka jest fakt, że pierwsze jego wykonanie odbyło się pod dyrekcją Nadii Boulanger.
Tego nagrania dokonano w refektarzu opactwa Royaumont, które zostało założone w XIII wieku. W refektarzu znajdują się organy Cavaillé-Coll. Instrument został zaprojektowany w 1864 roku i ustawiony willi bogatego przemysłowca, położonej nad brzegiem Jeziora Genewskiego. W 1936 roku przywieziono je do Royaumont. Tutaj znalazły miejsce godne swego brzmienia.
Litanię śpiewa tu osiemnaście śpiewaczek, po sześć na głos. To utwór pod wieloma względami prosty w swojej konstrukcji i jednocześnie bardzo wyrafinowany. Organy służą do uzyskania efektu dramatycznego. Chórzystki uzyskały brzmienie idealnie pasujące do charakteru muzyki, a organista, Louis-Noel Bestion de Camboulas, wykazał się prawdziwym mistrzostwem. To doprawdy wspaniałe i szczere wykonanie, które brzmi w stu procentach “po francusku”.
Do powstania Stabat Mater przyczyniła się także niespodziewana śmierć innego przyjaciela Poulenca, artysty i projektanta Christiana Bérarda. To utwór na sopran solo, pięciogłosowy chór i orkiestrę. Chór w tym nagraniu liczy 36 osób. To mniejsza obsada niż zazwyczaj. Odchudzony skład wydaje się lepszym rozwiązaniem. Ensemble Aedes zadbali o atmosferę intymności, która świetnie koresponduje z miękkim i ciepłym brzmieniem orkiestry. Spodobał mi się również ciepły i wyrazisty śpiew solistki, którą w tym nagraniu jest sopranistka, Marianne Croux. Sumując wszystkie atuty, mogę śmiało uznać ten album za godny polecenia – nie tylko na czas Wielkiego Tygodnia.
Robert Majewski © 2024

Tak album jest godny polecenia. Miejsce nagrania dzieła tłumaczy jakość dźwięku, która i tak jest bardzo dobra. Każde odejście od Boga wróży jakiś upadek oraz nieszczęście, ale za to powrót może być tak cudowny jak wjazd księcia na białym koniu. Chociaż dla mnie ciekawostką jest także to, że ludzie niewierzący potrafią tak żyć, że prędzej trafią do Nieba niż ten udający katolika. W dziele ciągle płaczącym bardzo piękna jest muzyka oraz niesamowite śpiewy chóralne. Ciekawostką jest także to jak duża ilość artystów brała udział przy nagraniu dzieła tego, moim zdaniem współautorów, którzy sprawili, że całe dzieło jest takie ciekawe, przejmujące, a momentami nawet przerażające. A chwilami nawet ku zaskoczeniu jest nawet wesołe, a nawet frywolne, a przecież jest to twórczość żałobna, pełna cierpienia. Ciekawie chór daje ” czadu ” momentami, a nawet podnosi ciśnienie. Muzyka czasami tak wariuje jakbym nagle znalazł się w piekle, a za chwilkę chór do raju prowadzi mnie. Wydaje mi się, że ludzie czasami zaczynają się tutaj także mdlić, także do Chrystusa na Krzyżu. Oczywiście tekstu nie rozumiem, ale tak sobie domniemam. Słuchając rożnych dzieł zrozumiałem, że Sabat Mater nie jest jedną całością, tylko chyba określonym gatunkiem dzieł żałobnych. Mimo trudnego miejsca nagrania fajnie muzyka rozkłada się na poszczególne kanały. Znów całość dzieła migiem przelatuje przez uszy, co oznacza, że jest ciekawie i nie nudno. Powalająca na kolana 13 w połączeniu z 14, gdzie cudownie śpiewaczka śpiewa. Zauważyłem u Ciebie 5 *. Ja dam ****, a jak bym mógł powrócić do tych 2 połączonych ze sobą dzieł, to dałbym ******.
Pozdrawiam Robercie.
PolubieniePolubienie