Nad zachodu skrajem / Ukryta dłoń powstaje… / Niebo smutek zmroczył… / Sine mgiełki snuje, / Dymne nici związuje, / Sieci, sieci szykuje… / Na duszyczki – gwiazdy! / Gasną niebieskie oczy! / Księżycowe / Srebra drżenie… / Złotem skrzy się / Gwiezdne lśnienie… / Łzy, łzy! / W bliskich i dalekich sferach… / Nieczyste sieć rozpościera… / Gwiazdeczki chylą się, / Boją się, budzą się… / Nieczyste je chwyta…

Ten dramat poetycki (według jednego z ówczesnych krytyków bardziej nadawał się do „lektury i przemyśleń, niż do oglądania na scenie”) autorstwa Icchoka Lejbusza Pereca z 1907 roku (wydany przez Wydawnictwo i Księgarnia Austeria, przetłumaczony z jidysz przez Marek Tuszewicki) ma w sobie dużo mroku i trudno w nim szuka się nadziei… Ale światło w nim jest, co nie dziwi, gdyż sporo go również w postawie życiowej samego Autora. Inaczej nie zawracałby sobie głowy widzeniem „ciągłej obecności” polskich Żydów w kraju nad Wisłą, bronieniem w procesach polskich socjalistów, demonstracyjnym rozmawianiem po polsku, podkreślaniem wartości krzyżowania się kultur („to jedyna droga do rozwoju ludzkości”) i pisaniem: „(…) jest w kraju dosyć wolnego miejsca dla nas wszystkich, dla Waszych i naszych rąk, a pracować pragniemy ramię przy ramieniu, chcemy postępować solidarnie we wszystkich miejscowych sprawach ekonomiczno-politycznych”.

Opowieść toczy się na starym rynku z brukowanymi uliczkami lśniącymi blaskiem kamieni; w miasteczku nieokreślonym, jakich mnóstwo było w Polsce jeszcze przed wybuchem II wojny światowej, gdzie często „patrzyły” na siebie kościół chrześcijański i synagoga. W utworze Pereca synagoga na budynek kościoła „spogląda” w przestrachu; a kiedy miejscowy wesołek Badchden mówi, że gdy „czasy nastaną”, chce usłyszeć „Mesjasza przyjście” – Ksiądz ripostuje: „Kłamliwa mowa! Fałszywe Fałszywe czary! / Już zagrzmiały fanfary! / Zbawiciel już włada światem!”. Patrząc na życiową postawę Pereca, takie sytuacje musiały mocno go boleć… Życie takich miasteczek znał, bywał w nich – na przykład z racji udziału w projekcie badań statystycznych, przeprowadzanych dla podważenia opinii o pasożytnictwie Żydów.

Gdzie to Perecowe światło w jego utworze? Mieszkańcy „jego” miasteczka szukają nadziei choćby w miłości – kiedy dziewczyna otrzymuje list od ukochanego, w zachwycie mówi: „Jestem jego gwiazdką z nieba… / Patrząc w me źrenice / Upaja się niczym winem! / Nazywa mnie: Najukochańsza ty, oblubienico… / Całuje mych oczu modrych parę…”. Miejscowy pijak, staczający się z nędzy i tęsknoty, składa hołd ziemi („Jak słodko, jak miło / Czuć ziemi wilgoć świeżą… / Miodu i mleka! / Bez rąk – a przytuli jak syna… / Bez języka – a zna mowę matczyną…”). A gdy obecne drogi dotarcia do Stwórcy zdają się zawodzić („Musi wszak istnieć owo / Jedno słowo, / Które wszystko wywróci, odmieni sens…”), coraz więcej osób szuka sensu i ratunku w bożku ustawionym na tytułowym rynku. Jest starszy niż kościół i synagoga, dawno zapomniany, ale potrafi ukarać zło, o czym przekonali się członkowie pewnej kapeli muzycznej.

Wydaje się, że Autor stoi na stanowisku, że od nas zależy, którą i jaką drogę wybierzemy w życiu, również w temacie wiary/niewiary. Przypomina jednak, że istnieją prawdy uniwersalne i lepiej o tym pamiętać. Kiedy Badchen i Umarli w uniesieniu zaczynają sugerować, że śmierć nie istnieje, dzieje się coś, co karze im przemyśleć ten pogląd raz jeszcze. Tak, w tym utworze występują nie tylko żywi. I to w przypadku Umarłych pojawia się też dowód na poczucie humoru Pereca – kiedy Zastrzelony Huzar spotyka Ściętego Grabarza błądzącego z głową w czarnych rękach, pyta go, czy się gniewa, i czy się obraził – bo to właśnie Huzar skrócił go o głowę… Autor daje też do myślenia pytaniami, wśród nich tym, jak długo żyją martwi.

I choć obecność w tej książce Umarłych, lecz nie tylko ich, może podsuwać nam myśl, czy wszystko to nie jest na przykład snem – to nieważne; pewne prawdy i postawy niezależne są od miejsca i czasu. Jak śmierć, miłość i cierpienie, które warto wypłakać.

Gdzie jest sens, gdzie cel tej drogi? (…) Przychodzę, nie pytaj skąd… / (…) Ja w moje włóczędze / Jestem wciąż starszy, nie mądrzejszy… / (…) Nigdzie nie jestem obcy, nigdzie tutejszy… / Ścigany przez nieznane / Co pędzi wszystkich, lecz mnie najraźniej, / (…) Utkaj sen na skroni, / Serce zmęczone utul cicho…

P.S. Interesujący wstęp do tej książki napisała Mirosława M. Bułat. Spotkać w nim można na przykład aktora Szlojmego Michoelsa zamordowanego za polecenie Stalina; Sarę Lichtenfeld – pierwszą żonę Pereca, oczytaną w literaturze polskiej i noszącą perukę jak tradycyjne Żydówki; również Tadeusza Boya-Żeleńskiego z jego słowami: „Grywa się u nas sztuki z całego świata, często błahe i liche, a nie czynimy absolutnie nic dla poznania duszy narodu, z którym jest nam przeznaczone współżycie”.

Pani Mirosława doceniła też rolę tłumacza; podkreśliła, że Nocą na Starym Rynku to wspólne dzieło I.L. Pereca i M. Tuszewickiego. Tym bardziej brakuje mi noty biograficznej jej i tłumacza właśnie, zasłużyli na nie. Nie wiem też, kto jest autorką/autorem ciekawych i ważnych przypisów, które pomagają w nawigacji po niezgłębionym świecie tradycji żydowskiej.

To jednak tylko łyżka dziegciu w tej beczce miodu, którą jest Nocą na Starym Rynku w swojej formie i treści. Sens wydania tej książki jest jakby zaprzeczeniem słów występującego w niej Filozofa: „Daremny nasz trud!”.

Rafał Kowalski © 2024

Icchok Lejbusz Perec, Nocą na Starym Rynku (Sen w noc gorączkową), Wydawnictwo Austeria, Kraków 2024, s. 211