Nie znaczy to jednak oczywiście, że był człowiekiem wolnym od próżności i wystarczała odpowiednia zachęta z mojej strony, by zaczął chlustać opowieściami zabarwionymi tym jego wysokim nosowym głosem (…) okraszonym śliną, kropelkami wody, okruchami pigułek i strzępkami dorsza (…). Opowiadał mi o swoim dzieciństwie na Grand Concourse i o pierwszych lekturach poezji (…): kiedy kupował rybę na rynku, była owinięta w gazetę (…). Po rozwinięciu czasami okazywało się, że tusz zwilgotniał i wersy wierszy odbiły się na rybim boku, więc próbował je odcyfrować; czytał rybę i zgadywał autora po lustrzanym jidysz na mokrych, opalizujących łuskach.

Pisarz Joshua Cohen poznaje krytyka literatury Harolda Blooma. Słucha jego anegdot o T.S. Eliocie, Philipie Rothcie, Cormacu McCarthym i innych wielkich ludziach słowa… Cohena bardzo intryguje opowieść, kiedy to Blooma poproszono o zajęcie się „nieznanym nikomu izraelskim historykiem Bencijonem Netanjahu, który przyjechał na jego uczelnię na rozmowę o pracę wraz z żoną i trójką dzieci, a potem narobił strasznego zamieszania”. Jednym z tych maluchów był Benjamin Netanjahu – lata później jeden z najbardziej znanych i kontrowersyjnych polityków w historii państwa Izrael. Tak rodzi się powieść „Rodzina Netanjahu” (wydana przez Wydawnictwo AGORA, przetłumaczona przez Aga Zano), napisana w duchu najlepszych scenariuszy Woody’ego Allena.

Cohen główną postacią swojej książki uczynił fikcyjnego historyka Rubena Bluma. Ten swoją pozycję wyrobił sobie w dziedzinie historii podatków. Jego mądra żona jest znudzona, a dorastająca córka – wściekła. Wspólnie siadają przy kominku, z którego niekiedy nie rozchodzi się „ani odrobina ciepła”, bo w rozniecaniu ognia jest beznadziejny. Ojciec pyta go, gdzie jest najbliższy dom modlitwy, a gdy słyszy reakcję syna, reaguje: „Słyszysz to? Nie wie, twój syn, pan profesor, nie wie – odparł ojciec, zapewne zwracając się do matki, a może, niewykluczone, także do Boga”. Z kolei teściowa współczuje mu mieszkania wśród ludzi – według niej – niewykształconych, „bez gustu i zębów, którzy spędzają zbyt dużo czasu ze zwierzętami. Ciekawe, czy umieją w ogóle czytać?”. Jakby tego było mało, Blum spotyka się z mniej lub bardziej zawoalowanymi przejawami antysemityzmu – choćby ze strony mechanika, starego fachury o czerwonej dziobatej twarzy, który pyta go: „Jak tam? Rogi kiedy ostatnio panu piłowali?”. I jeszcze historyk ten nazywa siebie ucieleśnieniem „stereotypu niezdarnego, przeintelektualizowanego, samokrytycznego Żyda”… Trzeba dodawać, że gdy na horyzoncie pojawi się Bencijon Netanjahu ze swoją rodziną, pokrywka na tym powieściowym garnku emocji zacznie skakać jeszcze bardziej?…

Między zabawnymi sytuacjami pojawiają się tropy, które mogły ukształtować skrajnie prawicową postawę Benjamina Netanjahu. Jego ojciec wydaje się godnym uczniem Ze’ewa Żabotyńskiego, zasłużonego i jednocześnie kontrowersyjnego lidera syjonistycznego, którego zwolennicy „gardzili Arabami zaledwie odrobinę bardziej niż swymi niezdecydowanymi braćmi Żydami”. Pojawiają się słowa: „Bóg już >>dał<< Żydom ojczyznę historyczną w Palestynie; była tam i na nich czekała (Netan-Jahu, dana przez Boga), wystarczyło tylko po nią sięgnąć”. Ciekawy jest również obrazek, kiedy bohaterowie tej książki oglądają westerny w telewizji: „Plemię dzikich Apaczów atakuje tabor wiozący dobrych chrześcijańskich misjonarzy, którzy, wbrew sumieniu, muszą odpowiedzieć przemocą… Nie twierdzę, że te historie miały jakiś ogromny wpływ na ścieżki, jakie wybrali w dorosłym życiu synowie Bencijona Netanjahu, ale miały one wtedy ogromny wpływ na nas wszystkich”.

Joshua Cohen piszę o tym wszystkim językiem lekkim, z ciekawymi i zabawnymi porównaniami; pobudza wyobraźnię nawet w najbardziej prostych sytuacjach – jak wtedy, kiedy z Blumem spotyka się jego zwierzchnik: „Lód grzechotał w szklance dziekana, jakby w wyrazie uznania, a w mojej tylko się kurczył od ciepła drżącej dłoni. (…) Dziekan zaśmiał się pod nosem i odczekał, aż ostania grudka żaru wytoczy się do czaszy popielniczki. Tliła się tam jeszcze przez chwilę”. Natomiast Aga Zano tłumaczy to wszystko z wyczuciem, używając słów i zwrotów adekwatnych do klimatu tej powieści: poruta, przydzwonić, banialuka, bajzel, wsadzać w kamasze…

Treść tej książki jest dowodem, że nawet z brawurowej komedii można wyciągać ważne wnioski życiowe. Zanim będzie za późno.

Od małego byłem uczony, by na przemoc reagować jak Jezus Chrystus, ten sam, o którego ukrzyżowanie regularnie mnie oskarżano. W odpowiedzi na wszelkie docinki i drwiny nadstawiałem drugi policzek w nadziei, że to coś zmieni, i już wtedy zrozumiałem, że choć życie najeżone jest nieszczęściami, to narzekanie nie okazuje się drogą ani do ulgi, ani do zemsty, ani już na pewno do odzyskania godności.

Rafał Kowalski © 2023

Joshua Cohen, Rodzina Netanjahu. Wspomnienie przelotnego, a w ogólnym rozrachunku zupełnie nieistotnego zdarzenia w historii bardzo sławnej familii, przełożyła Aga Zano, Wydawnictwo Agora, s. 320