Patrzę na jej stopy w samych skarpetach, wyciągnięte na przykrytej miękka kapą kanapie, myślę o wszystkich krokach, których nigdy nie wykonały, myślę, że chciałabym wszystkie jej zabrać, zmusić, żeby mi je oddała, a potem pławić się w nich albo przewiązywać wstążkami i od niechcenia rozdawać nieistniejącym przyjaciołom.

Postacie stworzone przez Barbara Klicka, tak to widzę, poszukują czegoś istotnego w zwykłych sytuacjach codziennych. W powieściowym Zdroju przed czterema laty jedna z Jej bohaterek chciała po prostu, by razem z lekarką „rzuciły się sobie w ramiona i jak przyjaciółki z podstawówki obiecały sobie wsparcie na wieki”. Dwa lata później w jednym z wierszy z Jej zbioru Allel on szedł na ostatni pociąg, ona w wysokim oknie patrzyła „na sąsiada, że maluje pokój na najbielsze biało w upiornej żarówce”. Tym razem (powieść Reneta została wydana przez Wydawnictwo W.A.B.) te poszukiwania trwają na przykład w miejscu, gdzie segregowana jest odzież.

Tutaj też nikt nie przywdziewa peleryny Supermenki/Supermena. Zamiast tego wysyła się maile w poszukiwaniu pracy, chce się utrzymać na powierzchni; chwycić czegoś i trzymać „tak długo, jak się da”, aż rozbolą dłonie. Łatwo nie jest, zwłaszcza tym, którzy nie są „tacy samodzielni i ładni, jak to się mogło wydawać”, ale w tym „lesie rodem z koślawej kreskówki” też mają prawo – przynajmniej do odrobiny szczęścia także w pracy, która może polegać na zanurzaniu się w stosie ubrań przypominającym „wielobarwny, nieregularny krater, pozostałość po uderzeniu tekstylnego meteorytu”.

W niej i poza nią nieduże szczęście można próbować znaleźć w relacji z tymi, którzy są obok. Co nie bywa łatwe, jeśli niekoniecznie jest nam z nimi po drodze w pewnych sprawach. Jednak kto wie – może się zdarzyć, że ktoś, po kim byśmy się tego nie spodziewali, wykrzyknie: „Daj mi miasto, ludzi, ulice, anegdotki, wszystko, wszystko, Chcę, żebyś mi opowiedziała! Ze szczegółami!”. Zechce wysłuchać, porozmawiać; pomóc przypilnować, by nie odrastała zupełnie granica z niedotykania… Pragnienie, by ktoś zwrócił na nas uwagę, uszanował, może przybierać również taką formę, że „skoro po opłaceniu rachunków zostaje nam co najwyżej na żarcie i buty, to przynajmniej byłoby miło, żeby zwolnienie nas zajmowało więcej niż trzy minuty, prawda?”.

W obliczu tego można bardziej poczuć i zrozumieć zdanie: „– Kochaj się ze mną – mówię i myślę natychmiast, że leżę chyba na żyle wodnej, która użycza mi pulsu” i podziękowania Autorki skierowane do kogoś na końcu tej książki: „(…) dzięki Tobie czasem przypominam sobie, czym jest ciepły spokój, małe nadzieje na krótkich dystansach”… Nawet „małe” i „krótko” może dać poczucie bezpieczeństwa – które jak gałęzie książkowej renety ułoży się nad głową w parasol, w dach. To więcej niż nic.

W czasie, którego już nie ma, byłam rośliną z akwarium, ojciec mówił salwinia, tak, salwinia, nią byłam, i jeszcze balonem z helem, który nie trzymał się ręki, wychodziłam na balkon i czekałam, aż mnie zabierze powietrze, szłam przez miasto i nie wiedziałam, w co, w jakie miejsce, w jaki czas, uda mi się trafić, nie wiedziałam, czy ogóle trafię w jakiś czas, czy cały czas mnie minął.

Rafał Kowalski © 2023

Barbara Klicka, Reneta, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2023, s. 112