Więc tamta chwila, w której zostałem sam na ogromnym placu pod pustym niebem, pośród zimnego powietrza, nasyconego pierwszym zapachem zimy, dymu z drzew i węgla, który przekradł się z pobliskiej wsi, zmierzchanie i przeczucia, po raz pierwszy sam, po raz pierwszy gdzie indziej, lekki zimny strach, zimne chmury. I właśnie ta mieszanka beznadziei i przeczucia (rok w wojsku dopiero się zaczynał), połączona z bezkresnym niebem, obcym i pięknym, pięknym w obcy sposób, czyniła tę minutę wieczną. Wiedziałem, że nie da się jej opowiedzieć.
Tę książkę Georgiego Gospodinowa (wydaną przez Wydawnictwo Literackie, przetłumaczonej przez Magda Pytlak) gatunkowo i tematycznie trudno zaszufladkować. Fizyka smutku wydaje się splotem powieści, reportażu i eseju; Autor korzysta z tych form, by opowiedzieć m.in. o przemijaniu i nostalgii, swoim dziadku i ojczyźnie, czasie i szukaniu siebie podczas podróżowania. Przez to wszystko przenika mit o Minotaurze.
Dla bułgarskiego pisarza Minotaur jest ofiarą. Nie chce przebaczyć Ariadnie jej zdrady; przekazania przez nią kłębka nici Tezeuszowi, który zabije jej „nieszczęśliwego, porzuconego, rozwścieczonego z powodu ciemności brata”. Pisze wręcz, że jest wstrząśnięty, że w „całej klasycznej literaturze nie znajduję ni krzty litości dla Minotaura”. Jakby dla potwierdzenia przytacza jedyny, według niego, pozytywny wizerunek człowieka z głową byka, którego jako dziecko trzyma jego matka Pazyfae (odkryty w okolicach dawnego miasta etruskiego): „Ktoś ośmielił się przypomnieć oczywistość, o której mit szybko zapomniał. Chodzi o dziecko. Noszone i urodzone przez kobietę. Chodzi o niemowlę, nie o bestię. Dziecko, które wkrótce zostanie wysłane do podziemia”.
Laureat Międzynarodowej Nagrody Bookera stara się dostrzec wcielenie tego mitu w realnym życiu. Kiedy patrzy wstecz, nawiązanie do Minotaurowej opowieści widzi na przykład w wydarzeniu z udziałem swojego dziadka w węgierskim miasteczku pod koniec II wojny światowej. Gospodinow po latach rusza jego śladem i dopisuje puentę do tej historii przodka. Co więcej, zaczyna utożsamiać się z nim, co widać choćby w opowieści o wiejskim jarmarku. To właśnie tam dziadek oniemiał, ze strachu, jak sugeruje miejscowa Szeptucha.
W tej jarmarcznej opowieści również przesuwa się cień Minotaura. Jak też w przemyśleniach Autora na temat rzeczy, które przypominają mu labirynt (np. „Bazgroły na świstku papieru podczas nudnej rozmowy telefonicznej”, ludzki mózg, las); w wątku o okrucieństwie człowieka wobec zwierząt – twierdzi, że ludzie są ich piekłem, często w ogóle ich nie doceniamy („Człowiek powinien na pewien czas zamilknąć i w pauzie, jaka się otworzy, usłyszeć głos innego opowiadacza, ryby (…). Jakaż ogromna część ewolucji siedzi zamknięta w milczeniu ryby, jaką wiedzę ryby zgromadziły przez te wszystkie tysiąclecia przed nami. Głębokie chłodne magazyny milczenia. Nietknięte przez język”). Pojawia się też rzekomy sen Minotaura, a w nim: „(…) Nikt nie zrywa się do ucieczki, nikt nie piszczy z przerażenia, że zobaczył potwora, dzieci nie chowają się za swoimi matkami, staruszki nie robią znaku krzyża, mężczyźni nie dobywają mieczy”.
Kto wie, czy Gospodinow jakby w kontrze do zachowania tych, którzy łatwo oceniają kogoś i coś jako słabe i bezwartościowe, rzuca dużo światła na ludzką ulotność. Pisze o starości, że bywa dla niego przywykaniem. Pewnego razu wsiada do samolotu z nadbagażem smutku i ma poczucie, że „coś się zacięło w czasie i jesień nie chce odejść, każda pora roku to jesień”. I choć podróżuje do różnych miejsc – na przykład w Rouen „silny i świątobliwy” zapach lilii obok miejskiego klasztoru przywołuje mu obraz lilii na podwórzu domu jego babci – niekiedy łapie się na tym, że nawet podróż nie leczy ze smutku. Nostalgia jest też obecna w tym pięknym fragmencie: „Przesuwam ręką przez promień w pokoju, poruszam cząsteczki kurzu, szybko zaciskam palce, jakbym próbował je złapać, robiłem tak w dzieciństwie… Machałem rękami, toczyłem z nimi bój… Z dzisiejszego punktu widzenia walka była przegrana, one wygrywają. Nieco pociesza to, że wkrótce ja też do nich dołączę. Z prochu proch…”.
Jednocześnie nie jest tak, że nie dostrzega rzeczy godnych ocalenia, umieszczenia ich we własnej kapsule czasu. Wkłada do niej na przykład postacie z przeszłości – wśród nich niepiśmienną Żulietę; to ona pod prowincjonalnym bułgarskim kinem czekała na przyjazd kochanego przez nią Alaina Delona… Postacie, sytuacje, słowa, które, jak zakłada pisarz urodzony w Jambole, trwają „tyle, ile dech, w trakcie którego są wypowiadane”. A Gospodinow zapisuje je z powodu tych, którzy mają przyjść; którzy może mniej będą zagubieni w labiryncie na przykład nudy i strachu. Wtedy, niewykluczone, będzie większa szansa, by Minotaur jednak wyszedł na światło.
Dobrze, ale gdy nikt mnie nie obserwuje, to nie istnieję? Mieszkam sam, nikt nie przychodzi, nikt nie dzwoni. Z drugiej strony, zawsze jest jakiś duży niewidzialny obserwator, jakieś oko, o którym nie powinniśmy zapominać. Starzec, jak nazywa go Einstein. Być może fizyka czy też metafizyka kwantowa właśnie to nam mówi. Skoro istniejemy, to znaczy, że jesteśmy obserwowani. Jest coś lub ktoś, kto nigdy nie spuszcza nas z oczu. Śmierć przychodzi, kiedy to coś przestaje na nas patrzeć, odwróci od nas twarz.
Magda Pytlak będzie gościnią Płocki Ośrodek Kultury i Sztuki im. Themersonów – na spotkanie z nią, które poprowadzi Renata Jaskulska, POKiS zaprasza 16 listopada o 18:00.
Rafał Kowalski © 2023
Georgi Gospodinow, Fizyka smutku, tłumaczenie Magda Pytlak, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2023, s.
