Wolfgang Amadeus Mozart: Requiem d-moll, KV 626 (1791)
Rachel Redmond, Marianne Beate Kielland, Mingjie Lei, Manuel Walser, La Capella Nacional de Catalunya, Le Concert des Nations, Jordi Savall – direction
Alia Vox 2023, AVSA 9953, TT: 44’54”

Nawet teraz, gdy mgła tajemnicy, która spowijała Requiem Mozarta rozproszyła się, ostatnie, niekompletne dzieło Mistrza wciąż emanuje muzyczną mistyką, szczególnie intrygującą w obliczu śmierci. 
 
Mistyka Requiem urzekła młodego Jordiego Savalla, który w 1955 roku, w wieku 14 lat, po raz pierwszy usłyszał utwór podczas próby w lokalnym konserwatorium. Ten obecnie osiemdziesięcioletni dyrygent i gambista zdecydował się ponownie nagrać tę kompozycję, w klasycznym wydaniu Josepha Leopolda Eyblera i Franza Xaviera Süssmayra). To drugie fonograficzne podejścia Savalla do Requiem. Pierwszy raz Katalończyk nagrał je w 1991 roku, w dwusetną rocznicę urodzin Mozarta. To jedna z najlepszych interpretacji, jakie znam. 

Koncepcja nowej wersji po około trzech dekadach pozostaje w dużej mierze taka sama, nawet jeśli w tym nowym nagraniu brakuje charakterystycznych głosów dla wielu dawnych projektów Savalla – jego zmarłej żony Monserrat Figueras, a także wybitnego i legendarnego niemieckiego tenora Gerda Türka. 

To, co jest najbardziej zauważalne w nowym nagraniu to większa głośność realizacji. Krótko mówiąc, brzmi ono tak, jakby słuchacz siedział w pierwszych rzędach sali koncertowej. To sprzyja czytelności, a dźwięk zdaje się być bardziej naturalny. 

Pomijając wolumen, dość ciekawe wydają się też zmiany w interpretacji. Savall tym razem nadał Requiem nieco więcej dramaturgii i dynamiki. Sopranistka Rachel Redmond dorównuje zmarłej żonie Savalla, Montserrat Figueras, którą pamiętamy z poprzedniego nagrania. Ogólnie cała czwórka solistów wypadła w tym nagraniu dobrze, choć ze wskazaniem na głosy żeńskie. Tenor i bas czasami odrywają się od wymowy tekstu oraz śpiewają za głośno. Rzadko kiedy da się tu usłyszeć prawdziwe piano. 

Dynamika jest też problemem chóru. Kyrie przebiega w dość szybkim tempie i bez większego cieniowania głośnością. Zbyt głośno chór też zaśpiewał pod koniec Rex Tremendae – znajdujący się tam fragment „Salva me” (Ocal mnie) nie brzmi jak modlitwa odrzuconych i błagających o litość. Z kolei w Confutatis to kobiety są zbyt głośne, co zaciera kontrast między nimi a mężczyznami. Głosy męskie wszakże symbolizują tutaj cierpiących w piekle, a kobiece – dusze, które są już w niebie. 

Podsumowując. Zaleta tego nagrania jest zarazem jego wadą. Z jednej strony jest ono czytelne i pełne dramaturgii, a z drugiej pozbawione subtelniejszych emocji. Tę równowagę zapewniają albumy Gardinera, Herreweghe, Harnoncourta i pierwsze nagranie Savalla. 

Robert Majewski © 2023