To ona spotkała się z Barbarą Walters. Barbara nachyliła się i zapytała, czy stać ją na to, żeby przebaczyć napastnikowi. Właśnie wyszedł z więzienia po dwóch latach odsiadki.

Oto, co mi zapadło w pamięć: ta kobieta, wciąż taka młoda, spojrzała na Barbarę Walters i powiedziała: – A powinnam? Może właśnie tak trzeba zrobić. Żeby móc żyć dalej.

Wtedy nie zwróciłam na to uwagi. Pomyślałam, że tak się mówi. Ale dziesięć lat później obudziłam się w środku nocy, nagle przypomniałam sobie ten wywiad i chciałam krzyczeć. Wygoglowałam tę kobietę, żeby sprawdzić, czy zmieniła zdanie, czy jeszcze kiedyś wypowiedziała się publicznie. Zginęła sześć lat temu, zastrzelona przez innego mężczyznę. Któremu wybaczyła wiele, wiele razy, tak jak należy.

Niezgoda wydaje się jednym z głównych motywów najnowszej powieści Rebekki Makkai (wydanej przez Wydawnictwo Poznańskie, przetłumaczonej przez Rafał Lisowski). Na zmowę milczenia, korzystanie w złym celu z posiadanej władzy, obojętność na błędy osób zaufania społecznego. Niezgoda na kodowanie sobie, że lepiej nie być słabszym, outsiderem, nie mieć innego zdania niż większość.

Podczas lektury tej książki – w której nie brakuje nawiązania do popkultury (zwłaszcza filmowej) i zdań działających na wyobraźnię, na przykład: „Lampy w wieży Starej Kaplicy oświetlały długie, geometryczne plamy śniegu na dziedzińcu – odwrotność cieni. Były tak piękne, że nie chciałam na nie nadepnąć. (…) Gdy otworzyłam drzwi, zza ich pleców świeciło słońce i cali byli ze światła. (…) Ponieważ nie powinnam teraz skupiać się na sobie, zepchnęłam tę świadomość głęboko pod ziemię, w wilgotne, ilaste miejsca, gdzie mogła zapuścić korzenie” – można poprzestać na śledzeniu wątku kryminalnego; zastanawianiu się, czy jedna z postaci miała wypadek, czy ktoś ją zabił, a jeśli tak, to kto? Zbrodnią byłoby napisać, czy dowiemy się tego; ale też powierzchowne spojrzenie na to, co po drodze i między wierszami.

Choćby w sferze stereotypów. Jedna z bohaterek, która z kolegą tworzy popularny podcast filmowy, rozkłada ręce: „Kiedy jeździliśmy z Lance’em w trasy promujące >>Migotanie gwiazd<<, ludzie często pytali, gdzie są moje dzieci, jak znoszą moją nieobecność, jak ją znosi mój mąż – nigdy natomiast nie pytali o to Lance’a, który ma ich troje”. Z uruchomionego telewizora „ryczało CNN: bomby w Kijowie, bomby w Charkowie, głośni mężczyźni z głośnymi opiniami na ten temat”. Jest coś o tym, ilu ludzi w Ameryce ma broń; i o meczach męskich drużyn, na których przyswajano sobie wizję „dziewcząt jako publiczności”, służących „wyłącznie jako lustra, które czyniły ich osiągnięcia prawdziwszymi”. Młody chłopak twierdzi, że jest czarnym mężczyzną w Ameryce i nie ma dużych nadziei. Pojawiają się zdania zaczynające się w stylu: „To ta sprawa”, po czym następuje dopisek typu: „(…) w której licealistę z trzeciej klasy oczyszczono z zarzutu gwałtu, bo drugoklasistka ogoliła okolice intymne, co najwidoczniej oznaczało zgodę”.

Rebecca Makkai porusza wątki niedające łatwych odpowiedzi, zachęcające do dyskusji. Jak ten o artyście, który zaczął sypiać z kobietą młodszą od siebie. Rozstali się, ona bardzo to przeżyła i mści się w osobliwy sposób. Obecna żona artysty komentuje, że trauma tej kobiety jest prawdziwa. Dodaje jednak, że „była przecież dorosłym człowiekiem, wyrażała zgodę, nikt jej nie przymusił. Robiła niedźwiedzią przysługę tym spośród nas, które przeżyły coś gorszego”. Czy ma rację?…

Wątek ludzkiej drapieżności, wykorzystywanie posiadanej pozycji i zaufania do niecnych celów jest istotny dla tej książki. Jedna z bohaterek cytuje powszechnie lubianego nauczyciela: „Ta szkoła to pierwsze miejsce, do którego doszłaś sama. (…) To znaczy, że do ciebie należy”. Te słowa sprawiają, że chce jej się płakać z wdzięczności; dziewczynie z prowincji, która dzięki temu nauczycielowi na przykład obejrzała trzy opery w nowojorskiej Metropolitan Opera. Podkreślającej: „Trafiłam tutaj, do miejsca, które w niczym nie przypominało domu, i byłam samotną wyspą. A pan jako jeden z niewielu zobaczył mnie taką – jako wyspę – i sprawił, że poczułam się z tym dobrze. Jednocześnie ta sama osoba dodaje: „Co prawda musiałam pamiętać, że nawet jeśli nie przekroczył pan ze mną żadnych granic, nie oznacza to, że nie robił pan tego z mniej ostrożnymi dziewczynami, mniej owiniętymi drutem kolczastym”.

Dobro i zło mocno splatają się ze sobą – od nas zależy, czy będziemy chcieli i potrafili dostrzec, co w tym splocie jest silniejsze i ważniejsze. W tej książce padają słowa: „To ta [historia], w której wszyscy byliśmy na tyle młodzi, żeby sądzić, że ktoś mądrzejszy od nas zna odpowiedzi. (…) Może to ta, w której wszyscy razem – każde z nas dźwigając zaledwie ciężar piórka – byliśmy w błędzie”. Wydaje się, że nigdy nie jest za późno, by to przyznać i spróbować wykorzystać szansę na ewentualną zmianę sytuacji. Przeszłości wbrew.

(…) przyszedł mi do głowy tylko ten pierwszoklasista, którego wszyscy przezywali >>Oklahomo<<, a pewnego razu podczas burzy koledzy z bursy przykleili go nagiego do słupa Couchman Hall srebrną taśmą. Wtedy to mnie tylko trochę przeraziło; wydawało się, że to takie zwykłe psoty, a ci chłopcy prawie nie mieli potem kłopotów. Na drugą klasę już nie wrócił. Nie myślałam o nim od lat, a teraz poczułam ukłucie winy, autentyczny skurcz, chociaż prawie nie znałam tego chłopaka i nie było mnie przy tamtym wydarzeniu. Wątpię, żeby osoby w grupie, którą obecnie uczyłam, te słodkie istoty uczone od przedszkola sprzeciwu wobec znęcania się nad słabszymi, potrafiły sobie w ogóle wyobrazić podobny epizod oraz naszą obojętność.

Rafał Kowalski © 2023

Rebecca Makkai, Mam do pana kilka pytań, przekład Rafał Lisowski, Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 2023. s. 552