Bridges
Steve Lukather

Mascot Label Group / The Players Club 2023, TPC 77052, TT: 35’46”

Typowy amerykański diner gdzieś na Zachodnim Wybrzeżu. Nad wejście tandetny neon, w środku długi bar wyłożony kafelkami, obity od frontu pikowaną dermą, która kiepsko imituje naturalną skórę. W sali podłużne stoliki otoczone kanapami z czerwonym plastikowym obiciem w stylu kolejowym. Całość wystroju lokalu zdecydowanie pamięta lepsze czasy.

Siadam przy barze. Podchodzi barman, bez słowa stawia przede mną kubek i bez słowa nalewa mi lurowatej kawy. Po chwili, siląc się na uprzejmość, wydusza z siebie – Hi, Jack, jak ci minął dzień?

Bezdźwięczny grymas na mojej twarzy od razu sugeruje, że dzień nie był chyba najlepszy. Barman nie zrażony moim brakiem entuzjazmu nie daje z wygraną – To co zwykle? Średnio wysmażony? Frytki?

Bezwiednie potakuję, a w głowie pojawia mi się od lat ta sama myśl – po co on pyta? Przecież wie, że zawsze biorę ten sam zestaw i że lepszych steków nie podają w promieniu 50 mil.

Ta scena rodem z amerykańskiego filmu kategorii B pojawiła się w mojej głowie już po pierwszym przesłuchaniu najnowszej dziewiątej solowej płyty Steve’a Lukathera Bridges, która wczoraj właśnie ujrzała światło dzienne.

Kiedy wciskałem „play” nie spodziewałem się, że nagle usłyszę coś, co odbiega od dotychczasowych produkcji Lukathera, tych znanych z dyskografii supergrupy TOTO, czy też właśnie jego solowych dokonań. Wszyscy dobrze wiemy, że Luke, który wziął udział w większej liczbie sesji nagraniowych niż ma włosów na głowie (nie wiem, czego bardziej mu zazdroszczę – tej bujnej fryzury, czy genialnej gry na gitarze), tak różnych stylistycznie artystów (od Michaela Jacksona, przez Richarda Marxa, Dona Henleya, po Arethę Franklin, Milesa Davisa czy Lionela Richie i wielu, wielu innych), mógłby zagrać każdy rodzaj muzyki i to na najwyższym, nieosiągalnym dla innych, poziomie.

Steve Lukather o nowej płycie: „Muzykę na mojej nowej płycie postrzegam jako pomost między moją muzyką solową a muzyką TOTO”. I dalej: „TOTO nie nagra już nigdy studyjnej płyty, dlatego chciałem nagrać coś w stylu tej muzyki. To, że stworzyłem tę płytę z moimi starymi kumplami – Josephem Williamsem i Davidem Paichem świadczy o tym, że ciągle jesteśmy blisko i możemy robić coś razem”.

Muzyka na płycie Bridges jest ostrzejsza niż produkcje TOTO, bardzej gitarowa, pełna pasji i młodzieńczego wręcz wigoru. To pewnie też dzięki udziałowi w sesji syna Lukathera – Treva, który poszedł w ślady swojego ojca i naprawdę zaczyna sobie dobrze radzić na muzycznym rynku (Trev Lukather jest jedynym z jego czwórki dzieci Luke’a, które zajęło się na poważnie muzyką).

Na płycie, obok dynamicznego gitarowego grania, możemy posłuchać pięknej rockowej ballady (All Forevers Must End) z przejmującym, „łkającym” gitarowym solo, czy rasowego bluesa (Take My Love) przywodzącego w brzmieniu i aranżacji twórczość nieżyjącego już Gary Moore’a.

Z najnowszą płytą Bridges Steve’a Lukathera jest jak z zamawianiem tej samej, doskonałej potrawy w ulubionej restauracji, do której chodzimy od lat. Niby za każdym razem wiemy, co dostaniemy na talerzu, ale zawsze wpadamy w zachwyt, gdy to się stanie i… ciągle chcemy tam wracać.

Płytę Bridges Steve’a Lukathera polecam zdecydowanie.

Jacek Bulak © 2023