Urządzając swój gabinet, który powoli nabierał już kształtów, Stoner uświadomił sobie, że od lat bezwiednie nosi w głowie pewien obraz, schowany głęboko jak wstydliwy sekret, niby wizję miejsca, ale tak naprawdę – siebie. Dookreślał zatem siebie, urządzając sobie pokój. Kiedy szlifował stare deski na regały, patrząc, jak tracą swą szorstkość, a zmurszała wierzchnia warstwa odsłaniała nietknięte drewno z kremową bielą jego słojów i gładką fakturą, i kiedy odnawiał meble, ustawiając je w pokoju, stopniowo nadawał kształty tak naprawdę sobie, porządkował własne wnętrze i siebie urzeczywistniał.

Tytułowy bohater tej powieści Johna Williamsa (wydanej przez Wydawnictwo Filtry, przetłumaczonej przez Macieja Stroińskiego) dochodzi do pewnych „rozpoznań”, wiedząc niewiele o świecie. Zdarza mu się być wykorzystywanym, doświadcza samotności. Pragnie przyjaźni i bliskości, by wytrwać wśród ludzi. Niekiedy odnosi wrażenie, jakby „biernie wegetował” i marzy, by cokolwiek, choćby bolesnego, wstrząsnęło nim, przywołując do życia… William Stoner, tak zwany człowiek przeciętny, tym bardziej bliski.

Ociera z twarzy warstwę brudu „tam, gdzie pył zmieszał się z potem”, zaczyna poznawać świat. W nim, zdarza się, rodzice dziecka traktują się z uprzejmą rezerwą, nie pozwalają na „przystęp żywszych emocji: gniewu czy miłości”. Gniew w ich przypadku to „grzeczne milczenie”, a miłość to „czułe słówka pełne kurtuazji”. To dziecko dorośleje, odkrywa siebie gwałtownie, lecz pewne braki trudno nadrobić; traktuje więc podobnie swoje dziecko.

Stoner spotyka też nauczyciela, dzięki któremu widziane słowa przestają być tylko z papieru („Sam Szekspir mówi do pana z odległości trzech stuleci. Czy pan go w ogóle słyszy?”). Dzięki niemu przekracza sam siebie i wyłania się „ku światu, którego był częścią”; zyskuje pewność, że „czytany wiersz Miltona lub esej Bacona, lub dramat Bena Jonsona zmienia świat, który opiewa, a zmienia dlatego, że z niego wypływa”. Przekonuje się, że „brązowawe grudy, które orał i bronował, od kiedy był mały, są czymś więcej niż grudami”.

W Sarajewie ginie arcyksiążę Ferdynand, dochodzi do krachu na nowojorskiej giełdzie papierów wartościowych („W oczach ludzi, którzy dawniej nosili głowy wysoko, Stoner widział teraz ogrom nienawiści i zazdrości o to, że jemu jest lżej na świecie, bo ma stały etat w dobrym miejscu pracy, któremu nie grożą plajta i ruina”); generał Franco przeprowadza zamach stanu, pojawiają się Hitler i Japończycy, na uczelnianych wykładach razi widok pustych krzeseł… Te wydarzenia wpływają na życie Stonera mniej lub bardziej, a on poznaje życie poprzez codzienne porażki i sukcesy. Kształtuje się. Choćby w uczuciu do dziecka i osoby dorosłej („zobaczył w miłości stopniową przemianę życia, coś, co stale się wydarza i co dzień rozwija, zasilane wolą, umysłem i sercem”). Albo w relacji z osobami w miejscu pracy. Niekiedy kapituluje, innym razem jest nieprzejednany – jak wtedy, gdy walczy, by w świat wiedzy nie wkradła się osoba symbolizująca fałsz („Za nic nie wolno go wpuścić. Jeśli go wpuścimy, będziemy jak on, jak oni: nieprawdziwi, sztuczni…”).

To jedna z tych książek, gdzie poszczególne postacie trudno traktować jednoznacznie. Zaharowany ojciec Stonera mówi do niego kilka zdań – i jest to najdłuższa wypowiedź, jaką syn słyszy od niego w swoim życiu. Nie sposób jednak powiedzieć, by ojciec był postacią negatywną. Jedną z kobiet życia Stonera też kształtują przeszłość i okoliczności. Nawet jego adwersarz w pracy wiele przeszedł przez opuszczenie, wstyd i swoją ułomność.

Również Stoner potrafi przyznać, że miłość do literatury, języka niekiedy są dla niego ucieczką od trudnej codzienności. Kiedy trzeba podjąć jakieś ważne decyzje… Jednocześnie to miłość szczera, głęboka i odwzajemniona („Gdy przerzucał kartki, jakby głaszcząc żywe ciało, palce go mrowiły. Dotyk stron, płynąc przez palce, penetrował jego mięśnie i zapadał w kości; czuł tekst każdym porem, każdym centymetrem skóry, dał mu się pochłaniać, aż zastygł w dawnym zachwycie”)…

Dawid Schearl w powieści „Nazwij to snem” (Wydawnictwo Książkowe Klimaty i Art Rage, tłumaczenie Wacław Niepokólczycki) Henry’ego Rotha z 1934 roku; William Stoner ze „Stonera” wydanego po raz pierwszy w 1965 roku; Hersh Libkin z „Żywota i śmierci pana Hersha Libkina z Sacramento w stanie Kalifornia” (Wydawnictwo Cyranka) Ishbel Szatrawska z 2022 roku… Są jacy są, w tym strumieniu literackim płynącym przez czas i przez nas. A my wkurzajmy się na nich, współczujmy im i dopingujmy, ale nade wszystko dostrzegajmy ich i siebie w nich.

Usłyszał cichość późnego zimowego wieczoru i mógłby przysiąc, że czuje, jak tkanka śniegu, miękka i misterna, pochłania odgłosy nocy. Nic nie zakłócało białego bezruchu; Stoner spoglądał na martwą naturę, a ona go przyzywała i wchłaniała jego duszę tak jak śnieg fale dźwiękowe, jakby chciała go otulić swym zimnym śnieżnym całunem. Czuł, że ciągnie go ku bieli rozpostartej po horyzont i wyglądającej jak światło w ciemności, jak jasna część mroku – bieli, która spadła z bezchmurnego, bezdennego, bezkresnego nieba.

Rafał Kowalski © 2023

John Williams (przekład Maciej Stroiński), Stoner, Wydawnictwo Filtry, Warszawa 2023, s. 352